Sektor bankowy trzeba odzyskać dla polskiej gospodarki
2013-12-30 01:10
Sektor bankowy trzeba odzyskać dla polskiej gospodarki © styleuneed - Fotolia.com
Przeczytaj także: Będzie więcej banków z polskim kapitałem?
Gdzie jest „grzech pierworodny” prywatyzacji polskiego sektora bankowego?Sama koncepcja prywatyzacji sektora bankowego narodziła się w kwietniu 1988 roku – drogę ku temu otworzyła tzw. ustawa Wilczka przyjęta w grudniu tego roku, dalece liberalizująca stosunki gospodarcze w Polsce i oparta na Kodeksie handlowym z 1934 roku. Sama w sobie była dobrym krokiem, ale wiąże się ona z koncepcją transformacji gospodarczej, zainicjowanej wizytą George’a Sorosa w maju 1988 roku. Soros opowiada o tym szczerze w swojej książce, dość szczegółowo omawia swoją rolę w polskiej transformacji, poczynając od założenia w Polsce Fundacji Batorego i spotkania z gen. Wojciechem Jaruzelskim, a potem z późniejszym doradcą ekonomicznym premiera Mazowieckiego – Waldemarem Kuczyńskim oraz przedstawienia idei terapii szokowej nieżyjącemu już komunistycznemu premierowi Mieczysławowi Rakowskiemu (G. Soros, Underwriting Democracy, The Free Press, New York 1991). Ustawa Wilczka oraz nowa koncepcja transformacji, sprowadzająca się przede wszystkim do prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, stworzyły konieczność budowy sieci banków komercyjnych. Zarazem powstała ogromna szansa na wzbogacenie się środowiska, które w tym procesie uczestniczyło tzw. partyjnej nomenklatury. Specjalną ustawą wydzielono z Narodowego Banku Polskiego aktywa dziewięciu banków komercyjnych o charakterze regionalnym. Ta nowa struktura bankowości kierowana przez aparat partyjnej nomenklatury stała się podwaliną procesu tzw. nomenklaturowej prywatyzacji.
Jak wyglądał jego przebieg?
Odbywało się to tak, że dyrektor państwowego przedsiębiorstwa opuszczał je wraz z – dziś byśmy powiedzieli – odpowiednim know-how, zabierając ze sobą najlepszych pracowników. Dostawał kredyt z banku komercyjnego i otwierał własną firmę identycznej specjalności albo uczestniczył na preferencyjnych warunkach w prywatyzacji firmy, w której niedawno był zatrudniony. Nietrudno się domyślić, że mając możność dowolnego kształtowania wysokości uposażeń bez bardzo wysokiego podatku od płacy tzw. popiwku, obowiązującego tylko w przedsiębiorstwach państwowych, szybko doprowadzał do upadku państwowego konkurenta.
To wszystko łączy się z procesem transformacji gospodarczej wdrażanej przez Jeffreya Sachsa i Leszka Balcerowicza, która obok dogmatu prywatyzacji przedsiębiorstw przewidywała otwarcie granic dla nieograniczonego napływu towarów i agresywnego kapitału zagranicznego przedstawiającego się jako „zbawcy” jakoby całkowicie zrujnowanej w PRL gospodarki. Podobna sytuacja miała miejsce w latach 80. XX wieku w już zdekolonizowanej niepodległej Afryce. Na bazie niezwykłego rozwoju techniki komunikacji i ideologii liberalnej ekonomii rozpoczął się okres neokolonializacji ekonomicznej w formie bezpardonowej prywatyzacji, zakupu odziedziczonych po kolonizatorach źródeł surowców i przedsiębiorstw produkcyjnych po rewelacyjnie niskich cenach.
fot. styleuneed - Fotolia.com
Sektor bankowy trzeba odzyskać dla polskiej gospodarki
Neokolonializm? Ale w Polsce?
Tak, właśnie tak to można określić. To, co się wydarzyło w Polsce, w swojej istocie jest podobne do tego, co zaszło wówczas w Afryce – mieszkałem tam 10 lat i mogłem to dokładnie obserwować i analizować. Cechą tej prywatyzacji, wykupu własności państwowej dokonanej przez wielkie korporacje międzynarodowe była bardzo niska cena firm związana z upowszechnioną korupcją, także likwidowanie potencjalnej konkurencji metodą tzw. wrogiego przejęcia, kupna przedsiębiorstwa i jego zlikwidowania albo zmarginalizowania jego działalności .
W Polsce też były łapówki przy prywatyzacji banków?
Na ten temat mogę tylko jedno powiedzieć – że w 1999 r. Bank Światowy przeprowadził badania inwestorów zagranicznych w Polsce. Dawali oni „prowizje” za udział w prywatyzacji, z tym że należy pamiętać, że wówczas te prowizje były, np. w Niemczech, zgodne z obowiązującym prawem. Bank Światowy pozyskał także informację, że za 3 mln dolarów można było kupić odpowiednią ustawę w polskim Sejmie. Ówczesny marszałek Sejmu Maciej Płażyński wystąpił do prokuratora rejonowego w Warszawie z wnioskiem o zbadanie tej sprawy. Uzyskała ona jednak odpowiedź od Banku Światowego, że ankieta miała charakter anonimowy. Sprawę umorzono.
Banki w Polsce stopniowo przechodziły w ręce zagranicy. Prywatyzacja odbywała się także przez giełdę, ale później i tak zagraniczni akcjonariusze skupywali akcje i zdobywali całkowitą kontrolę nad bankami. Jak pan ocenia ten proces?
Został on przeprowadzony w skandaliczny sposób. Wyceny banków były robione przez zagranicznych audytorów często od lat współpracującymi z zagranicznymi inwestorami. Koszty tych wycen były bardzo wysokie, obciążające dochody z prywatyzacji. Pisze o tym w swoim opracowaniu m.in. dr Ryszard Ślązak, który zebrał liczne udokumentowane przykłady. W pierwszej koncepcji transfer zysków do spółek matek banków zagranicznych miał być ograniczony do 15 proc. zysku netto, potem z tego zrezygnowano i mógł się on odbywać zupełnie swobodnie. Niesamowitym skandalem, o którym dziś już niewiele się mówi, była prywatyzacja Banku Śląskiego. Był to nowoczesny, jak na tamte czasy doskonale zinformatyzowany, szybko rozwijający się bank o kapitale akcyjnym w wysokości 926 mld zł i portfelu złych kredytów nie przekraczającym średnio 8 proc. Pierwsza wycena wartości akcji wynosiła ok. 230 tys. zł (starych), a potem Marek Borowski, ówczesny minister finansów, podniósł ją do 500 tysięcy. W pierwszym notowaniu akcje uzyskały cenę 13,5 razy wyższą od ceny nominalnej, wzrastając do 6,75 mln złotych. Na tej prywatyzacji zarobili nie przeciętni obywatele, ale przede wszystkim ci, którzy to organizowali. Okazało się także, że przed prywatyzacją bardzo poważnie zaniżono kapitał akcyjny banku oraz zyski banku za 9 miesięcy 1993 roku. Podjęto więc dochodzenie, NIK sprawdzał tę prywatyzację, złożono sprawozdanie w Sejmie. Oprócz dymisji ministra Marka Borowskiego nikomu jednak nie spadł włos z głowy.
Drugą wielką i skandaliczną prywatyzacją była prywatyzacja Wielkopolskiego Banku Kredytowego w Poznaniu. Doradzał brytyjski Schroders. Powszechną praktyką było angażowanie niezwykle wysoko opłacanych zagranicznych doradców do wyceny i przeprowadzania emisji akcji. Sprzedawano akcje WBK za 140 tys. zł (starych), a pierwsze notowanie na giełdzie wyniosło 350 tys. złotych. Najwięcej ich nabył Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, który po roku sprzedał cały pakiet Allied Irish Bankowi… sześć razy drożej! Pokazuje to skalę spekulacji, jaka została zaaranżowana przez państwowego właściciela. Potem były następne prywatyzacje, odbywały się przez giełdę, ale inwestorzy zagraniczni szybko skupywali akcje i przejmowali kontrolę nad bankami. Taki los spotkał np. BRE czy BPH. Pekao SA, po skonsolidowaniu z innymi bankami, sprzedano Włochom za ok. 5 mld zł; dziś aktywa tego banku wynoszą 110-115 mld zł. W przybliżeniu sprzedaliśmy nasze banki za ok. 25-30 mld zł, co stanowiło nie więcej niż 15 proc. ich realnej wartości. W ten sposób na ponad 60 banków istniejących w Polsce mamy jedynie cztery z polskim, większym czy mniejszym, kapitałem. Powszechną praktyką było i jest zaniżanie przez Skarb Państwa ceny emisyjnej akcji przy ofertach giełdowych. Chyba jednak największym skandalem było sprzedanie Citibankowi najstarszego i o zasięgu międzynarodowym Banku Handlowego w Warszawie SA, założonego jeszcze w XIX wieku przez finansistę Leopolda Kronenberga.
oprac. : Rafał Zaza / Gazeta Bankowa
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (1)