Państwa arabskie inwestują w Europie
2014-11-14 00:49
Arabska ofensywa w Europie trwa © ramzi hachicho - Fotolia.com
Przeczytaj także: Polsko-arabska platforma B2B
Czy ktoś jeszcze pamięta, jak w 2009 r. Stocznia Szczecińska miała być uratowana przez tajemniczych inwestorów z Bliskiego Wschodu? Wówczas media trąbiły o sukcesie rządu Donalda Tuska. Inwestor, który miał uratować to kiedyś ważne dla polskiej gospodarki przedsiębiorstwo, ponoć był rodem z Kataru. Szczecin jednak pieniędzy od tajemniczego inwestora nigdy nie zobaczył. Od kilku lat stoczni nie ma. Czym innym jednak propagandowa hucpa polskiej polityki, czym innym potężne kapitały z Bliskiego Wschodu, które od lat krążą po Europie w poszukiwaniu atrakcyjnego celu. W XXI w. mieszkańcy bogatych krajów Bliskiego Wschodu już nie są tylko elitą klienteli prestiżowych salonów jubilerskich, seryjnymi nabywcami sportowych aut Ferrari i dostojnych limuzyn Rolls-Royce, gośćmi VIP luksusowych apartamentów ekskluzywnych hoteli. Są wyczekiwanymi i pożądanymi inwestorami.Futbol dźwignią biznesu
Od dawna częściej kupują nieruchomości w Londynie i na Lazurowym Wybrzeżu niż wynajmują całe piętra w najlepszych hotelach. Głośnym echem w mediach odbijają się ich inwestycje w europejską piłkę nożną. Kilka czołowych klubów z żelaznego składu rozgrywek Ligi Mistrzów jest ich własnością, w tym takie tuzy, jak Manchester City i Paris Saint Germain. Ponadto Emirates Airlines jest głównym sponsorem klubów: AC Milan, Arsenal, Hamburger SV i Real Madryt.
Obecne pokolenie władców Arabii Saudyjskiej, Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) czy Kuwejtu, wykształcone na zachodnich uniwersytetach, znacznie lepiej od swoich antenatów, rządzących pustynnymi królestwami, zdaje sobie sprawę, że eldorado, którego źródłem są największe złoża ropy i gazu, będzie miało kres. Stąd z myślą o przyszłości lokują na Starym Kontynencie grube miliardy pozyskane ze sprzedaży ropy.
Inwestycje w kluby piłkarskie rzadko przynoszą bezpośrednie finansowe korzyści. Istotne są różne pośrednie interesy, które można za ich pomocą robić, a przede wszystkim to, co na koszulkach piłkarzy w meczach Ligi Mistrzów oglądają w trakcie transmisji telewizyjnych miliardy ludzi na całym świecie. Są to logo arabskich linii lotniczych i państwowych funduszy inwestycyjnych, które budują w ten sposób wizerunek marek ze świata bogactwa i stabilności.
fot. ramzi hachicho - Fotolia.com
Arabska ofensywa w Europie trwa
Zatoka Perska jest naturalnym miejscem przesiadki między różnymi ważnymi punktami globu i to Arabowie od lat próbują wykorzystać. Rozbudowują, unowocześniają i intensywnie promują swoje lotniska i linie lotnicze. Emirates Airline latają do 140 miejsc w 62 krajach na sześciu kontynentach i dysponują flotą ponad 200 samolotów, a zakupy następnych maszyn są w drodze. Dynamicznie rozwijają się również linie Qatar Airways, których logo widnieje na koszulkach FC Barcelona.
Zatoka Perska zamienia się w węzeł tranzytowy, pomost między Europą, Stanami Zjednoczonymi a Azją. Doha, Dubaj i Abu Zabi są obecnie zajęte budową majestatycznych terminali do obsługi ruchu międzykontynentalnego, obok których pojawią się luksusowe centra handlowe i hotele. Biznesowe przedsięwzięcia Kataru i ZEA w branży transportu lotniczego również za granicą układają się pomyślnie: ich państwowe linie lotnicze uruchamiają coraz to nowe trasy w USA, Azji, Afryce i na Środkowym Wschodzie i uważane są za najlepsze na świecie.
Ale nie tylko europejskie nieruchomości i kluby piłkarskie są ostatnio „na celowniku” arabskich inwestorów. Pieniądze z państw Zatoki Perskiej inwestowane są w akcje największych zachodnich spółek. Są to w większości inwestycje portfelowe dokonywane przez państwowe fundusze inwestycyjne, realizowane przez pracujących tam zachodnich menedżerów, jednak wielkość tych pozycji jest znacząca. Katarczycy są w posiadaniu 17 proc. akcji Volkswagena, Kuwejt ma 6,8 proc. akcji Daimlera. Trzystumetrowy drapacz chmur Shard i świątynia zakupów Harrods w Londynie należą do Kataru. Pod katarską kontrolą znajdują się również francuski holding medialno-technologiczny Lagardère oraz legendarna amerykańska marka jubilerska Tiffany. Arabowie mają też istotne udziały w Airbusie i Siemensie.
Co publiczne, co prywatne
Większość arabskich inwestycji w Europie lokowanych jest w Wielkiej Brytanii i Francji. Wynika to z kolonialnej przeszłości tych krajów, która paradoksalnie sprawiła, że Brytyjczycy i Francuzi są Arabom najbliżsi z europejskich nacji. Do Europy napływa rocznie ponad 2,5 mld dolarów inwestycji z krajów arabskich, z czego ponad 50 proc. do Wielkiej Brytanii – twierdzi prof. Rodney Wilson z Durham University, specjalizujący się w islamskiej bankowości i finansach. Np. Qatar Holding posiada 26 proc. udziałów Sainsbury’s, angielskiej sieci handlowej z wielkimi tradycjami. Arabowie inwestują na Wyspach również w przemysł petrochemiczny, nieruchomości i centra logistyczne – np. port morski obsługujący Londyn.
Wyszło to na jaw w 2013 r., gdy Barclays Bank, w którym dziś Qatar Holding LLC jest największym akcjonariuszem (ma 4,96 proc. akcji), został oskarżony o to, że w 2008 r., w szczycie kryzysu bankowego skłoni do zakupu własnych akcji Qatar Holding za ponad sześć miliardów funtów. Celem operacji miało być uniknięcie częściowej nacjonalizacji, tak jak to się stało w przypadku Lloyds Bank i Royal Bank of Scotland. Sprawa jest badana przez Financial Services Authority, czyli brytyjski odpowiednik polskiej Komisji Nadzoru Finansowego. Barclays został oskarżony o gwarantowanie umowy z Katarem, co przez FSA traktowane jest jako poważne nadużycie finansowe.
Problemem, który pojawia się przy analizowaniu obecności arabskich kapitałów, jest właściwa identyfikacja ich funkcji. W krajach zachodnich dość łatwo jest rozróżnić własność publiczną od prywatnej, a inwestycje prywatne od państwowych. W krajach arabskich nie jest to proste. Większość bogatych państw z Zatoki Perskiej posiada państwowe fundusze inwestycyjne, dysponujące ogromnymi środkami pochodzącymi oczywiście ze sprzedaży występujących tam węglowodorów. Niektóre, np. Abu Dhabi mają nawet kilka takich organizacji. Jednak ich transparentność w rankingach oceniana jest dość nisko, w przeciwieństwie do funduszy należących do Norwegii, Singapuru czy Australii.
oprac. : Lech Godziński / Gazeta Bankowa
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)