Trzęsienie franka – wersja polska
2015-03-19 00:49
Franki © kovak - Fotolia.com
Finansowy szok, który zafundował światu Narodowy Bank Szwajcarii obnażył słabość polskiego państwa. Nagle okazało się bowiem, że ponad milion „nabitych we franka” Polaków od wielu lat bezskutecznie domaga się, żeby banki po prostu przestrzegały prawa…
Przeczytaj także: 12 sposobów na kredyt we frankach
Wielu ekonomistów stwierdza wprost, że zjawisko skomasowanej akcji kredytowej we franku po 2004 r. nie było przypadkiem, a efektem zorganizowanej akcji bankówW dniu 15 stycznia 2015 r. Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) całkowicie zlikwidował dolną granicę kursu franka w parze z euro i, co gorsza, nie zasilił nawet rynku wystarczającą płynnością, która złagodziłaby ten cios. Luka płynności na rynku była olbrzymia – wynosiła co najmniej 20 proc. – i była największą z odnotowanych w czasach nowożytnych. Powstała luka przewyższająca nawet tę z 1992 r., kiedy funt szterling został usunięty z ERM – wówczas luka w płynności wynosiła „zaledwie” około 10 proc.
Fala uderzeniowa
Decyzja SNB zaskoczyła nawet szefową Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde, która w wywiadzie dla Reutersa powiedziała, że jest „nieco zdumiona tym, iż szef SNB nie skontaktował się z nią w tej sprawie”. Dodała, że „ma tylko nadzieję, iż SNB skomunikował się z innymi bankami centralnymi”.
Nadzieje Christine Lagarde okazały się jednak płonne. Cały rynek, a wraz z nim wszystkie europejskie banki centralne, ślepo wierzyły prezesowi SNB, Thomasowi Jordanowi, który jeszcze w grudniu przekonywał cały świat, że usztywnienie kursu franka jest „absolutnie niezbędne”.
Dlatego 15 stycznia na rynkach walutowych zapanował totalny chaos. Najdosadniej przedstawił to „The Economist” przypominając, że notowania walut w ciągu dnia nie zmieniają się zwykle o więcej jak 2 do 3 proc., a i to jest znaczna różnica. „Aprecjacja o 20-30 proc. to zjawisko bez precedensu!” – napisała gazeta. „Ale to się właśnie zdarzyło, gdy SNB uwolnił kurs franka. Po takim ruchu fala uderzeniowa przejdzie przez całą gospodarkę” – prognozował brytyjski tygodnik.
fot. kovak - Fotolia.com
Franki
No i fala uderzeniowa przeszła, a najbardziej wywróciła życie klientom banków, którzy są „szczęśliwymi” posiadaczami tzw. kredytów hipotecznych nominowanych lub indeksowanych we frankach szwajcarskich. W Polsce w szczytowym momencie 1 frank kosztował ponad 5 zł (kilka godzin wcześniej 3,4 zł). Oznaczało to, że w ciągu kilku godzin rata przeciętnego frankowicza wzrosła o ponad 1 tys. zł! Pod koniec dnia kurs ustabilizował się na poziomie 4,3 zł, co oznaczało, że średnia rata polskiego frankowicza wzrośnie o 700-800 zł.
Podwyżka raty to jednak nie jedyne zmartwienie, które jest związane z umocnieniem się franka szwajcarskiego. Dla frankowiczów równie ważnym problemem jest wzrost zadłużenia przeliczonego na złote. Trzeba pamiętać, że w latach mieszkaniowego boomu (lata 2005-2008) kredyty bez wkładu własnego cieszyły się bardzo dużą popularnością. Wybrane banki finansowały nawet 110-120 proc. wartości mieszkania (początkowe LtV wynosiło 110-120 proc.). Sukcesywny wzrost notowań franka szwajcarskiego w połączeniu ze spadkiem cen metrażu sprawił, że wielu „frankowych” dłużników ma do spłaty kwotę znacznie wyższą od aktualnej wartości lokum.
– Opisywana sytuacja praktycznie wyklucza możliwość sprzedaży mieszkania. Dla najbardziej zadłużonych osób dodatkowym zmartwieniem są żądania banków. Kredytodawcy domagają się ustanowienia dodatkowych zabezpieczeń, jeśli aktualny poziom współczynnika LtV przekroczy 130-140 proc. Opór klienta może skutkować wypowiedzeniem umowy kredytowej oraz egzekucją komorniczą – ostrzega Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl.
To nie Armageddon
Pierwszym polskim politykiem, który jeszcze tego samego dnia publicznie zareagował na frankowy szok był Grzegorz Bierecki, senator Prawa i Sprawiedliwości. Na portalu wPolityce.pl wyraził ubolewanie z powodu wzrostu rat za kredyty denominowane we frankach, który uderzy w polskie rodziny, płacące za nieudolność Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) i polskiego rządu.
– KNF i rząd bronią interesów spekulacyjnych banków, które świadomie wciągnęły Polaków w tę pułapkę – stwierdził senator PiS i sformułował bardzo precyzyjny plan wyjścia z tej pułapki, polegający m.in. na spłacaniu kredytów walutowych po kursie z dnia zawarcia umowy.
Niestety, Grzegorz Bierecki był nie tylko pierwszym politykiem, który zabrał głos w sprawie franka, ale też jedynym, który mówił o tym problemie otwarcie i nie zakpił z Polaków.
Po wystąpieniu Biereckiego doszło do prawdziwego festiwalu ignorowania problemu frankowiczów. Pierwszy na scenę wkroczył Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego (NBP).
– Uderzenie w kredytobiorców frankowych jest względnie stałe, trwałe i nieodwracalne – powiedział prezes NBP w wywiadzie dla radia TOK FM twierdząc, że Polacy powinni się przyzwyczaić do kursu franka na poziomie 4,2-4,3 zł.
Tymczasem nawet dziecko w przedszkolu wie, że coś takiego – szczególnie na rynkach finansowych – jak uderzenie – względnie stałe, trwałe i nieodwracalne – po prostu nie istnieje.
Już dwa tygodnie później okazało się, że teza Belki legła w gruzach, gdy frank zjechał do poziomu 3,9 zł.
Ale Marek Belka zachowywał się niczym Alfred Hitchcock – chciał, żeby po trzęsieniu ziemi napięcie jeszcze bardziej rosło. Po co? Dzień później miał się bowiem zebrać Komitet Stabilności Finansowej (KSF) w składzie: szef NBP – Marek Belka, minister finansów – Mateusz Szczurek (przewodniczący KSF), przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) – Andrzej Jakubiak, prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG) – Jerzy Pruski oraz prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) – Adam Jasser. Wszyscy mieli stanąć twarzą w twarz z prezesami „umoczonych” (termin ukuty przez Belkę) we franki banków (nazwy tych banków nie zostały podane do publicznej wiadomości). Po tym tajnym posiedzeniu frankowy balon miał zostać przebity. Wszystkie media głównego nurtu rozwrzeszczały się, że raty kredytów hipotecznych miliona Polaków się zmniejszą. Gdzieś w tle krążyła informacja, że to tylko deklaracja „umoczonych” banków, które obiecały urzędnikom państwowym, że obniżą raty uwzględniające ujemne stopy procentowe SNB. Póki co, na obietnicach się skończyło.
Przeczytaj także:
Mocny złoty jedynym sposobem na kredyt we frankach?
oprac. : Wojciech Surmacz / Gazeta Bankowa
Więcej na ten temat:
kredyty we frankach, kredyty we frankach szwajcarskich, kredyty walutowe, spłata kredytu w walucie obcej, frank, frankowicze, kurs franka
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)