Tydzień 2/2006 (09-15.01.2006)
2006-01-14 18:51
Przeczytaj także: Tydzień 1/2006 (02-08.01.2006)
- Polska ma na głowie poważne problemy grożące konsekwencjami finansowymi, a są nimi: spór z Eureko o PZU, koszty likwidacji kontraktów długoterminowych dla energetyki (KDT), czy niedozwolona pomoc publiczna dla stoczni, czy też Huty Stalowa Wola. Teraz wygląda na to, że mamy szanse wejść w jeszcze jeden spór, tym razem z włoskim UniCredito, który w naszym kraju ma udziały w banku Pekao. Włosi przejęli kontrolę nad niemieckim HVB i w ten sposób stali się też właścicielami 73% akcji BPH. Chcą w Polsce połączyć oba banki, na co nie uzyskali zgody polskiego rządu.
- Według Komisji Europejskiej jesteśmy w Unii na 21 miejscu w inwestycjach w procesy innowacyjne. W ocenie zastosowano syntetyczny wskaźnik Summary Innovation Index (SII), w którym zawarta jest ważona suma wielu innych wskaźników, w tym liczba absolwentów szkół wyższych, wydatki budżetowe i firmowe na badania i innowacje, infrastruktura informacyjna – internet itp. Taki wskaźnik SII jak mają USA (0,6) mają w Europie tylko Szwecja, Finlandia, Dania i Szwajcaria. Polska otrzymała ocenę niską (0,2).
- W ciągu 11 miesięcy 2005 roku nasz eksport wyniósł ok. 65 mld euro (wzrósł o 18,7% r/r), a import 73,3 mld euro. Wzrost wpływów z eksportu w złotych był jednak niższy (5% r/r), ze względu na umocnienie się wartości złotówki.
- W 2005 roku Polska miała ok. 75% obrotów handlowych z Unia Europejską. Handel z Rosją rozwijał się dynamicznie, nasz eksport do tego kraju wzrósł o 40% r/r, a import o 37% r/r.
- W ocenie ekspertów banków polskich grudniowa inflacja spadła do 0,8%. Podobną prognozę w tej sprawie przedstawiłoMinisterstwo Finansów. W listopadzie wg GUS inflacja była na poziomie 1%.
- I rząd i członkowie RPP są zgodni w tym, że utrzymywanie się kursu złotówki na obecnym poziomie (poniżej 3,8 zł/euro)może okazać się niekorzystne dla tempa wzrostu gospodarczego. Prezes NBP wskazuje na przyczynę, którą jest obecne zaciąganie przez rząd kredytów za granicą, wbrew sugestiom banku centralnego. Na styczeń jest jeszcze przewidziana emisja obligacji za 3 mld euro...
- W 2005 roku z prywatyzacji uzyskano 2,77 mld zł (to ok. 62% sumy przewidzianej w budżecie na 2005 rok). W tym roku planuje się wpływy do budżetu na poziomie 5,5 mld zł, które w ok. 80% maja zasilić budżet.
- W roku ubiegłym sprzedano w Polsce 235,5 tys. samochodów nowych czyli mniej, niż w 1993 roku! To spadek w stosunku do roku ubiegłego aż o 26%! W 2004 roku od chwili wejścia do Unii sprowadzono ok. 812 tys. używanych aut, a w 2005 roku 870 tys. sztuk.
- Obecnie Stocznia Gdańsk jest jeszcze własnością Stoczni Gdynia. Trwa jednak proces „rozwodowy”. Jego skutkiem ma być podział na dwa niezależne organizmy gospodarcze i sprzedaż Stoczni Gdańsk inwestorowi zagranicznemu. Problemem jest wyjaśnienie pomocy publicznej udzielonej Stoczni Gdynia w wysokości 400 mln zł, którą kwestionuje Komisja Europejska.
- Mittal Steel Poland w 2005 roku zmniejszył produkcję o ok. 25% r/r. Nie podano jeszcze wyników finansowych ubiegłego roku, ale już teraz wiadomo, że zysk firmy będzie znacznie niższy niż w 2004 roku (1,7mld zł).
Komentarz do wydarzeń gospodarczych
O STRACONYCH NADZIEJACH I O POLSCE W UNIJNEJ EUROPIE
Zacznijmy dzisiaj tak dla odmiany od naszych tradycyjnych baranów...
Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało mi się, że coraz silniejsza integracja z Unią, a także postępująca prywatyzacja spowodują, że rozwój gospodarki naszego kraju będzie coraz bardziej stabilny, coraz mniej zależny od polityków i bieżących wydarzeń, a nawet awantur politycznych.
Liczyłem na to, że także w tym roku reguły unijne oraz ich strażnicy w Brukseli nie pozwolą na doraźne, populistyczne decyzje gospodarcze, obliczone przede wszystkim na masowy poklask i pozytywne konsekwencje w sondażach poparcia partii politycznych (niestety często bez odpowiedzialnego myślenia o dalszej przyszłości). Mam tu na myśli przede wszystkim dbałość o znaczący i trwały wzrost gospodarczy, a także pilnowanie poziomu inflacji, wydatków budżetowych, poziomu deficytu, czy też wielkości długu publicznego. Takiemu myśleniu miała też sprzyjać postępująca prywatyzacja gospodarki, bo przecież w przedsiębiorstwach prywatnych decyzje zależą przede wszystkich od organów właścicielskich oraz ich menedżerów.
Liczyłem, że nie będziemy odczuwać w gospodarce zachowań naszej "klasy politycznej" poniżej pewnego poziomu, nie mających wiele wspólnego z brakiem odpowiedzialności, z lekceważeniem rachunku ekonomicznego.
Powiem więcej.
Liczyłem nawet na to, że po wyborach będzie tak jak zwykle, czyli politycy zapomną o niektórych, niezbyt rozsądnych, przedwyborczych obietnicach na które nas nie stać (bo jak to mówią doświadczeni politycy JAK SIĘ DOBRZE OBIECA, TO NAWET NIE TRZEBA TYCH OBIETNIC REALIZOWAĆ).
Przyznam się Wam, że w nową kadencję naszego życia politycznego wchodziłem z wiarą, że będzie to kolejny krok ku normalności, której celem jest systematyczna poprawa poziomu życia Polaków, oraz ich bezpieczeństwa. O ludzka naiwności!
Pierwsze miesiące nowej kadencji Sejmu i pierwsze dni nowego roku zaskoczyły (negatywnie) bardzo wielu z nas i mam wrażenie że w najbliższych miesiącach, w większym stopniu rozwój naszej gospodarki i przemiany w niej zależeć będą od bieżącej polityki. Przykłady narzucają się same: mam tu na myśli pierwsze decyzje prorodzinne Sejmu (aż dwie ustawy o "becikowym") i ustawę „obniżającą koszty funkcjonowania państwa” przez zmniejszenie liczby członków KRRiT z 9 do 5(!!!).
Wiele w swoim życiu widziałem i przeżyłem, ale nadzwyczajne zdziwienie moje wzbudził przebieg tzw. „debat budżetowych”. Taki scenariusz mogli wymyślić tylko nasi politycy. W trakcie „procedowania” (to modne ostatnio słowo, teraz jest obecne w wypowiedziach prawie każdego naszego polityka) w Sejmie nad projektem budżetu, nasi przedstawiciele stworzyli „coś”, co zasługiwał jedynie na miano małomiasteczkowego magla.
W ciągu tych kilku ostatnich miesięcy poza emocjonalnymi wypowiedziami (zresztą często w nie najlepszym stylu) nie usłyszałem w wydaniu naszych polityków nic, co można zaliczyć do ważkich dyskusji merytorycznych, godnych europejskiego parlamentu. Zastanawiam się co będzie później, skoro już teraz jest jak jest... A przecież nasza gospodarka nie jest w doskonałym stanie, bo jest praktycznie na początku drogi przemian i większość jej mechanizmów wymaga nie tylko regulacji czy też dostrojenia, ale niektóre z nich trzeba będzie dopiero stworzyć! Nie jest tajemnicą, że bardzo wiele przepisów trzeba jak najszybciej (ale mądrze) uprościć, niektóre wrzucić do kosza (trzeba wiedzieć które z nich na to zasługują), wiele reform przeprowadzić, ograniczyć wydatki budżetowe, zreformować podatki, poważnie zająć się szybko wzrastającym długiem publicznym i doprowadzić do końca proces prywatyzacji. A jeśli do tego dodać miliardowej wartości problemy wymagające „zegarmistrzowskiej precyzji” jak np. coraz bardziej „gorący” konflikt z Eureko o PZU, czy sprawa likwidacji kontraktów długoterminowych dla energetyki (KDT), to skóra cierpnie mi na grzbiecie. Widziałem ostatnio naszych „graczy” na sejmowym boisku, gdzie jak na dłoni widać było stan ich ducha i umysłu, oraz prezentowane przez nich kwalifikacje, które mają wystarczyć dla rozwiązywania odpowiedzialnych, przyszłościowych zadań, wymagających zaawansowanej wiedzy, dużego doświadczenia i przede wszystkim chłodnego umysłu!
Przejdźmy teraz na chwilę do spraw nieco szerszych. Na początku 2006 roku warto pomyśleć też o Unii Europejskiej, której jesteśmy członkiem i dzięki której powinniśmy skuteczniej rozwijać nasz kraj, a w przyszłości ma się nam żyć lepiej. Ale zanim te cele będziemy realizować warto zastanowić się nad tym, jaka jest teraz ta Unia, jaka będzie i czy my mamy realną koncepcję aktywnego uczestniczenia w jej życiu i rozwoju...
Zjednoczona Europa powinna być wspólną troską wszystkich jej mieszkańców, ale czy tak jest, trudno dziś powiedzieć. Poszczególne kraje dzieli bardzo wiele i chyba więcej, niż jeszcze kilka lat temu. Główna przyczyna podziałów ma swoje korzenie w wielowiekowej historii, wynika z różnic kulturowych, ale też z poziomu zaawansowania rozwoju gospodarczego i stopy życiowej obywateli. Każdy kraj ma też własne interesy, jest skoncentrowany na swoich problemach bieżących i na własnej przyszłości. Nie można ukrywać, że z dużymi oporami unijne kraje podchodzą do wydatków szczególnie, gdy ich pieniądze mają być wydane na przyspieszenie rozwoju innych krajów.
Przyszłość Europy, a mówiąc precyzyjniej jej sukces w rywalizacji z innymi centrami polityczno-gospodarczymi świata wcale nie jest taka pewna, jak niektórzy sądzą. Ukształtowany przez historię europocentryzm przysłania nam zauważanie znaczących zmian w innych miejscach globu i pojmowanie ich istoty, a jeżeli je dostrzeżemy i pojmiemy istotę takich zmian, to często nie wyciągamy z tego wniosków, lekceważymy je. Europejczycy są przyzwyczajeni do ukształtowanych przez wieki wartości, a warunki rozwoju kontynentu przez ostatnie dziesiątki lat stworzyły to, co dziś można nazwać europejską kulturą życia i pracy. Jedno jest pewne, Europejczycy nieco inaczej pojmują dziś świat i postępują inaczej z myślą o swojej przyszłości niż Amerykanie, czy też kraje Dalekiego Wschodu. Czy tak do końca wiedzą, jaki będą tego konsekwencje za dziesięć, dwadzieścia lat? Trudno też dziś powiedzieć w jakim stopniu Europejczycy akceptują koncepcję zjednoczonej Europy.
Europa waha się, do końca nie jest zdecydowana na model wspólnego działania w tym coraz bardziej globalizującym się świecie, w którym równolegle do globalizacji rozwija się w różnych częściach świata integracja regionalna. Czy wystarczy jej wyobraźni, zdolności do podjęcia nowych wyzwań i konsekwencji w dążeniu do celu? Dziś na to pytanie tez trudno odpowiedzieć...
Poruszyłem tylko pozornie dwa różne problemy, które można zakończyć wspólnym wnioskiem: by osiągnąć coś więcej, wymagane jest zaangażowane współdziałanie jednostek, zespołów grup społecznych, ale też krajów i narodów. To współdziałanie wymaga rozumienia tej podstawowej prawdy, że za wszystko trzeba płacić. By zyskać korzyści jakie daje integracja sił i możliwości, jakie daje mądrze skoordynowana współpraca, trzeba płacić zdolnością do ustępstw, liczeniem się z potrzebami innych, gotowością do ich zrozumienia oraz uwzględnienia tak w swoich planach, jak i w swoich działaniach.
Czy dzisiaj stać na to tych, o których „zahaczyłem” tak w pierwszej, jak i drugiej części tego komentarza?
oprac. : Magdalena Kolka / Global Economy