Edukacja ekonomiczna Polaków, czyli misja Gatnara
2015-11-24 10:00
Przeczytaj także: NBP nabył franki szwajcarskie
Możemy porozmawiać o tym, co się działo w Narodowym Banku Polskim po Smoleńsku?
Spróbujmy. To był trudny okres...
Jednocześnie raczej mało lub wręcz całkowicie nieznany rozdział w historii NBP... Co się dzieje w polskim banku centralnym, gdy nagle tragicznie ginie prezes?
Przede wszystkim ustawa nie przewidywała takiej sytuacji. To, co się wtedy działo było dla nas bardzo trudne… Jako niezależna instytucja byliśmy bardzo osłabieni… Musieliśmy zadbać o pamięć o Sławku, o jego rodzinę, a jednocześnie normalnie funkcjonować. Ale cały Zarząd działał wtedy zgodnie pod kierunkiem Piotra Wiesiołka, który jako Pierwszy Zastępca Prezesa zastąpił Sławka jako Przewodniczący Zarządu i RPP. Potem nastąpiła szybka nowelizacja ustawy, bo przecież takie luki w prawie zagrażały stabilności systemu bankowego. Po dwóch miesiącach od śmierci Sławka, 11 czerwca 2010 roku nowym prezesem NBP został prof. Marek Belka.
A za granicą?
Poleciałem wtedy w kwietniu 2010 roku do Waszyngtonu zamiast Sławka, na Spring Meeting Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Pamiętam jak tam wszystkich uspokajałem. Często powtarzałem formułę, że „NBP wykonuje swoje statutowe obowiązki”. Przecież łatwo było zaatakować wtedy złotówkę! To mogło się skończyć katastrofą dla polskiej gospodarki. Sytuacja mogła być dramatyczna.
Pan pracował już w NBP gdy nadzór nad bankami został przeniesiony do Komisji Nadzoru Finansowego?
Ostateczne wydzielenie nadzoru bankowego nastąpiło 1 stycznia 2008 roku. Rządząca wtedy koalicja bardzo spieszyła się z tą ustawą, bo chcieli odebrać te kompetencje NBP. Wcześniej nad bankami pieczę sprawował GINB, czyli Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego, jako część NBP. Dzisiaj widać, że przeniesienie nadzoru bankowego do KNF nie było, moim zdaniem, dobre dla systemu bankowego. To NBP zbiera dane z banków, agreguje je i potem dopiero przekazuje do KNF. Uważam, że nadzór bankowy powinien znajdować się w NBP. Tak na przykład zrobił Bank Anglii w 2013 roku z powrotem przejmując nadzór bankowy, czy Europejski Bank Centralny, w którego strukturach taki nadzór właśnie powstał.
Uważa pan, że wcielenie nadzoru bankowego do KNF-u było dobrą decyzją?
Nie sądzę, żeby to było dobre dla sektora bankowego w Polsce… Wtedy, w efekcie powstał okres takiej bezwładności – niby nadzór już był poza NBP, ale jeszcze nie był dobrze zorganizowany w KNF... Proszę zwrócić uwagę, że w tym samym czasie, w latach 2006-2008 udzielono najwięcej kredytów hipotecznych we frankach.
Może wtedy ktoś doszedł do wniosku, że rynek bankowy to wolny rynek i powinien sam się kręcić? Ktoś powiedział: „zostawmy to, bądźmy liberalni, po co wkładać palce między drzwi”?
Biorąc pod uwagę naszą demografię i fundamenty gospodarki, Polska jest bardzo atrakcyjna dla grup kapitałowych lokujących tu działalność bankową. W zeszłym roku dostaliśmy piękną laurkę od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Napisali, że nasz system jest niewielki ale dobrze skapitalizowany, płynny i zyskowny. I to jest ciekawa rzecz, to ostatnie słowo! Sprawdziłem jaka jest rentowność banków w Polsce. Ona ostatnio osiąga poziom 12 proc., podczas gdy w Europie – 5-6 proc. Czyli nasze banki są dwa razy bardziej dochodowe niż banki w Europie. A to jest wartość średnia, czyli są też i takie, które mają np. 15 proc...
Panie profesorze może nie „nasze”, tylko po prostu banki, które działają w Polsce? Przecież nie wszystkie są nasze...
O! I to jest ta pułapka! Oczywiście, ale to dlatego, że polski sektor bankowy jest wspomnianą żyłą złota. Inwestowanie tutaj jest niezwykle dochodowe.
Z czego to wynika?
Moim zdaniem wynika to przede wszystkim z całkowicie doktrynalnego podejścia do prywatyzacji w latach 90. Na początku transformacji sprzedawaliśmy dosłownie wszystko, żeby jak najszybciej zebrać kapitał i know-how z zagranicy. Ale zrobiliśmy to nierozsądnie. Nie zabezpieczyliśmy się na przykład, tak jak to zrobili Czesi. W Czechach podczas prywatyzacji – swoją drogą o wiele bardziej udanej niż nasz Program Powszechnej Prywatyzacji, który był całkowitą porażką – nasi sąsiedzi zostawiali sobie udziały w spółkach, które prywatyzowali. My rozprzedaliśmy wszystko. Są w naszym kraju banki całkowicie kontrolowane z zagranicy. Teraz trudno nam będzie je „udomowić”
Na razie tylko 40 proc. sektora bankowego pozostaje w polskich rękach...
To za mało. Uważam, że musi to być co najmniej 60 proc. Czytałem niedawno raport, który pokazywał, że przy naszym poziomie rozwoju gospodarczego mamy strukturę własnościową systemu bankowego na poziomie krajów dosyć zacofanych ekonomicznie.
Ale na rynku słychać głosy, że gwałtowna repolonizacja grozi odpływem kapitału...
Tak, ale ja uważam, że należy to zrobić powoli, ostrożnie i z głową. Trzeba mieć dobrą strategię i czekać cierpliwie na okazje. Nie należy powielać błędu wynikającego z doktrynalnego podejścia. Nie kupować jednej czwartej banku za cenę całego banku. Poczekajmy, być może nowy rząd wprowadzi jakiś rodzaj podatku bankowego, czy ustawę o przewalutowaniu kredytów we frankach. Te ruchy spowodują urealnienie wyceny banków. Na razie jest ona dwa razy większa niż ich wartość księgowa, przynajmniej jeśli chodzi o spółki giełdowe.
Czyli pana zdaniem nawet jeśli weszłyby w życie tzw. ustawa frankowa i podatek bankowy, to nie zachwieją polskim systemem bankowym, bo jest on stabilny i imponująco rentowny. To w takim razie zastanawiam się, jak można było wypuszczać w przestrzeń publiczną informację o tym, że rzekome problemy sektora, który jest na poziomie powiedzmy 2 proc. tego rynku, mogą zachwiać całym systemem? Mam na myśli oczywiście sektor Kas Oszczędnościowo-Kredytowych. Przecież to była jakaś burza w szklance wody. Nie sądzi pan?
W raporcie o stabilności systemu finansowego napisaliśmy jasno, że system SKOK stanowi tylko 1 proc. aktywów całego rynku. To mniej niż błąd statystyczny. Dla stabilności całego systemu finansowego to rzecz absolutnie marginalna. Wyolbrzymianie tego ma tutaj raczej wymiar pozamerytoryczny. Uważam, że sama idea SKOK-ów, czyli takiego oddolnego zrzeszania się ludzi jest piękna. Te kasy działały już przed wojną, radziły sobie znakomicie i były kierowane do ludzi, którzy w naturalny sposób nie byliby klientami banków. To jest ruch organiczny, samopomocowy, niekonkurencyjny wobec banków.
oprac. : Wojciech Surmacz / Gazeta Bankowa
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)