Z jednej strony OZE, z drugiej węgiel. Polski problem z energią
2020-01-24 10:11
Farmy wiatrowe © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Banki wspierają rozwój OZE w Polsce, ale to za mało
21 stycznia br. rozpoczęło się 50. Światowe Forum Ekonomiczne. W tym roku Davos zgromadziło 53 szefów państw i rządów. Ich dyskusje w znacznej mierze zdominowały kwestie środowiskowe. Rozmawiano m.in. o zmianach klimatu oraz przyszłości, jaka czeka energetykę.To również w Davos zaprezentowano raport poświęcony najważniejszym zagrożeniom najbliższych lat. „Global Risks Report” wymienia wśród nich między innymi bezowocną walkę z anomaliami pogodowymi, brak dostępu do wody pitnej oraz występowanie ekstremalnych zjawisk atmosferycznych.
O tym, że jesteśmy na skraju przepaści, alarmowała kilka dni wcześniej na łamach dziennika „The Guardian” młoda aktywistka Greta Thunberg.
– Wzywamy światowych liderów do zaprzestania inwestycji w gospodarkę związaną z paliwami kopalnymi, które stanowią sedno kryzysu planetarnego. Zamiast tego należy przeznaczać te środki na rozwój zrównoważonych technologii, badania oraz ochronę przyrody. (…) Dzisiejszy biznes popełnia zbrodnię przeciwko ludzkości. Żądamy od przywódców zatrzymania tego szaleństwa. Stawką jest nasza przyszłość i niech ona będzie postrzegana jako najlepsza inwestycja – apelowała działaczka.
Z jednej strony OZE, z drugiej kopalnie
Jednym z największych problemów do rozwiązania jest sposób pozyskiwania energii. Według danych NIK z grudnia 2019 roku, Polska jest drugim po Niemczech krajem w UE co do ilości wyprodukowanej energii elektrycznej opartej na węglu kamiennym (80 TWh) i brunatnym (49 TWh). Na domiar złego jest jedynym krajem unijnym, w którym jej produkcja w oparciu o węgiel kamienny wzrosła (o 2 TWh). Jesteśmy więc w tym zakresie niechlubnym liderem i staje się to dla nas coraz większym problemem, nie tylko wizerunkowym, ale i ekonomicznym.
Rządzący coraz wyraźniej zdają sobie z tego sprawę. 21 stycznia podczas wizyty w Japonii, premier Mateusz Morawiecki stwierdził, że Polska ma „nietypowy miks energetyczny”, który jednak traktuje jako szansę. Deklarował także, że jesteśmy u progu podjęcia kluczowych decyzji dotyczących atomu i energetyki atomowej.
– Problemem Polski jest przede wszystkim znikomy udział w gospodarce OZE. Rząd wyraźnie waha się między chęcią utrzymania tradycyjnego górnictwa, które generuje miejsca pracy, a koniecznością dopasowania się do unijnych wymogów, zakładających osiągnięcie neutralności klimatycznej w 2050 roku. Z jednej strony mamy plany uruchomienia odkrywki Złoczew, a z drugiej programy takie jak „Mój Prąd”, promujące fotowoltaikę. Otrzymujemy zapowiedź ogromnych inwestycji wiatrowych na Bałtyku, a jednocześnie informację, że do 2035 roku istniejące turbiny lądowe zostaną zezłomowane, a w ich miejsce nie powstaną nowe. W expose premier zapowiada, że energetyka prosumencka, fotowolatika i elektromobilność będą ważnymi obszarami dla rozwoju polskiego przemysłu, ale też deklaruje, iż tradycyjna energetyka jeszcze długo nie straci na ważności – mówi Tomasz Żołyniak, prezes Energii Polskiej.
Stagnacja OZE: ambitne plany i wciąż za wolny rozwój
O tym, że zapowiedzi nadal dość mocno rozmijają się z rzeczywistością, najlepiej świadczy analiza wykorzystywania źródeł energii. Jak wynika z danych Urzędu Regulacji Energetyki na koniec czerwca 2019 roku moc zamontowanych instalacji OZE wynosiła w przypadku tych wykorzystujących biomasę - 1 467,962 MW, energię wiatru - 5 881,158 MW, hydroenergię - 972,512 MW, energię promieniowania słonecznego - 259,256 MW, biogaz - 239,009 MW. Co więcej wykorzystanie mocy różnych typów OZE wzrastało wolniej niż w ubiegłych latach. W 2016 roku łączny przyrost wynosił 1 445,508 MW, a w 2018 zaledwie 55,083 MW. Najszybciej rozwijały się inwestycje wykorzystujące energię wiatru (2 496,748 MW w 2012 roku i 5 881,158 MW w 2019 roku) oraz biomasę (820,700 MW w 2012 roku i 1 467,962 MW w 2019 roku). Mimo to udział węgla w branży to wciąż ok. 87%. Komisja Europejska oceniła w kwietniu 2019 roku, że Polska jest w grupie 11 państw, których aktualne lub planowane do wdrożenia kampanie promujące odnawialne źródła energii wydają się być niewystarczające.
– Rezygnacja z tradycyjnej energetyki nie jest prosta, a przede wszystkim jest kosztowna. Niemcy za odejście firm od węgla do 2038 roku będą musiały zapłacić około 2,6 miliarda euro. Mają też problem z zablokowaniem uruchomienia elektrowni Datteln 4 w Nadrenii Północnej-Westfalii ze względu na zbyt wysokie ewentualne rekompensaty. Jednak zielona energia to kierunek, od którego nie da się odejść. To wysokie zyski dla społeczeństwa i przyszłych pokoleń, a jednocześnie dużo niższe koszty eksploatacji i produkcji, czyli rachunek, który musimy zapłacić – mówi Sebastian Biela, wiceprezes Energii Polskiej.
oprac. : eGospodarka.pl
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)