PIE: w czasie pandemii śmiertelność w Polsce wcale nie rośnie
2020-06-11 00:22
Pogrzeb © Robert Hoetink - Fotolia.com
9 czerwca 2020 roku z powodu COVID-19 zmarło w naszym kraju 17 osób. Od momentu zarejestrowania pierwszego przypadku zakażenia - 1183. Z badania zrealizowanego przez Polski Instytut Ekonomiczny wynika jednak, że śmiertelność w naszym kraju nie rośnie, lecz wręcz spada. Autorzy raportu podejrzewają również, że niedoszacowanie liczby zgonów, do których dochodzi w Polsce w związku z koronawirusem, najprawdopodobniej jest niewielkie.
Przeczytaj także: Rosnąca umieralność i spadki urodzeń. Oto polska demografia
Od 5 marca do 13 maja 2020 r. zmarło w naszym kraju 80 324 osób (całkowita ilość zgonów, łącznie z chorymi na COVID-19). Jak wyglądałyby te statystyki, gdybyśmy nie żyli w czasach pandemii? Być może byłyby wyższe. Z wyliczeń PIE wynika bowiem, że szacowana liczba zgonów w tym samym okresie wynosiłaby od 74 491 do 87 259. Jak to policzono?Jak wyjaśnia PIE w opublikowanym komunikacie, analiza śmiertelności w Polsce bazowała na wygenerowanych z bazy PESEL i Rejestru Stanu Cywilnego danych dotyczących dziennej ilości zgonów, do których doszło w naszym kraju od 1 stycznia 2010 r. do 13 maja 2020 r. Na tej podstawie analitycy opracowali 8 szacunków dotyczących spodziewanej liczby zgonów w okresie od 5 marca do 13 maja 2020 r. W zależności od przyjętej metodologii oszacowania wahały się od 74 491 do 87 259.
Powyższe szacunki zostały zestawione z rzeczywistą liczbą zgonów, która (po korekcie uwzględniającej opóźnienia w raportowaniu) wyniosła 80 324. Istotność różnicy między rzeczywistą a oczekiwaną liczbą zgonów testowano za pomocą testu Z dla proporcji na poziomie istotności 5 proc. Jak czytamy w komunikacie, jest to pierwsza tego typu analiza przeprowadzona w Polsce.
Następnie oszacowania te porównano z rzeczywistą liczbą zgonów, która (po korekcie uwzględniającej opóźnienia w raportowaniu) wyniosła 80 324. Istotność różnicy między rzeczywistą a oczekiwaną liczbą zgonów testowano za pomocą testu Z dla proporcji na poziomie istotności 5 proc. Jest to pierwsza tego typu analiza przeprowadzona w Polsce.
fot. mat. prasowe
Porównanie zaobserwowanej i szacowanej liczby zgonów
Pandemia nie powoduje nadmiernej śmiertelności?
Wyniki testów dla trzech z ośmiu oszacowań wskazują, że w okresie od 5 marca do 13 maja 2020 r. zaobserwowana liczba zgonów w Polsce była równa oczekiwanej. Cztery oszacowania wskazują na występowanie zaniżonej śmiertelności, a tylko jedno na występowanie nadmiernej śmiertelności.
Agregując wyniki można zaobserwować, że na podstawie trendów historycznych nie ma podstaw do stwierdzenia, że w badanym okresie liczba zgonów była wyższa niż należałoby oczekiwać. Jedynie wariant minimalny, zakładający, że oczekiwana śmiertelność w okresie lockdownu jest zbliżona do śmiertelności z miesięcy letnich, wskazuje na występowanie nadmiernej śmiertelności (na poziomie ok. 6 tys. zgonów – 600 zgonów tygodniowo). Bardziej prawdopodobną hipotezą niż występowanie nadmiernej śmiertelności jest zmniejszenie liczby zgonów (o ok. 1-2 tys. zgonów – 100-200 tygodniowo).
COVID-19 prawdopodobnie nie spowodował w Polsce dużo więcej zgonów niż podają oficjalne dane
Według stanu na 19 maja 2020 r. w Polsce potwierdzono 19 268 przypadków zarażenia koronawirusem oraz zanotowano 948 zgonów. Liczby te przekładają się na skumulowaną zapadalność 509 przypadków na milion mieszkańców oraz skumulowaną śmiertelność 25 osób na milion mieszkańców.
Porównując te wartości z innymi krajami europejskimi należy stwierdzić, że są to liczby stosunkowo niewielkie. Na podstawie danych o pandemii zbieranych przez Uniwersytet Johna Hopkinsa stwierdzić można, że jedynie Grecja, Słowacja, Bułgaria i Węgry cechowały się w UE niższą oficjalną skumulowaną zapadalnością. Tylko w ośmiu krajach (Słowacja, Łotwa, Malta, Cypr, Grecja, Bułgaria, Litwa, Chorwacja) mieliśmy do czynienia z niższą oficjalną skumulowaną śmiertelnością.
Istnieją jednak zasadne argumenty za tym, że liczba zgonów związanych z COVID-19 jest w Polsce wyższa niż oficjalna.
Pierwszym z nich jest stosunkowo niewielka liczba wykonanych testów na obecność koronawirusa, a jest ona nieodwracalnie powiązana z liczbą wykrytych przypadków. Działa to w obie strony, tj. więcej chorych powoduje, że robi się więcej testów, ale też więcej testów powoduje, że wykrywa się większą liczbę chorych. Niska częstotliwość testowania w Polsce może powodować zaniżenie oficjalnych statystyk, zarówno w przypadku zgonów, jak i zachorowań – tłumaczy Adam Czerwiński, analityk zespołu strategii Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Innym argumentem jest to, że informacje o zgonach osób z potwierdzeniem lub podejrzeniem zarażenia koronawirusem mogą nie znaleźć się w oficjalnych statystykach.
Wynika to z braku zgłoszenia zgonu przez podmiot leczniczy do odpowiedniej komórki Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Zgodnie z komunikatem Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie z 9 kwietnia 2020 r. możliwe jest, że nie wszystkie zgony są raportowane w ten sposób – dodaje Adam Czerwiński.
Mimo to niedoszacowanie liczby zgonów związanych z COVID-19 w Polsce prawdopodobnie wcale nie jest duże.
Okres pandemii połączony z lockdownem cechuje się nasileniem zarówno czynników, które mogą śmiertelność zwiększać, jak i czynników, które powinny ujemnie wpływać na liczbę zgonów (np. niższa aktywność zawodowa, czystsze powietrze). Te dwa zestawy czynników będą się do pewnego stopnia neutralizować. Uwzględniając jednak to, że w innych krajach Europy wykazano nadmierną śmiertelność podczas pandemii oraz to, że zasady lockdownu w Polsce i innych krajach są podobne (czyli można spodziewać się zbliżonego, ujemnego wpływu lockdownu na śmiertelność) można wnioskować, że niedoszacowanie oficjalnej liczby zgonów związanych z COVID-19 najprawdopodobniej nie jest w Polsce wysokie – wyjaśnia Adam Czerwiński.
Przeczytaj także:
Nowi emeryci dostaną więcej
oprac. : eGospodarka.pl
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)