Pracownicy z Ukrainy nie chcą pracować nawet w żółtych strefach
2020-10-09 10:37
Pracownicy z Ukrainy nie chcą pracować nawet w żółtych strefach © Africa Studio - Fotolia.com
Przeczytaj także: Pracownicy z Ukrainy wracają do Polski. Zatrzyma ich II fala pandemii?
Jak donosi Personnel Service chętnych na pracę w tych regionach jest nawet 11-krotnie mniej niż w miejscach bez obostrzeń. Od 10 października sytuacja pracodawców poszukujących pracowników z Ukrainy może ulec pogorszeniu, ponieważ wraz z tym dniem w strefie żółtej znajdzie się obszar całej Polski. Ma to związek z nowym rekordem zakażeń - 8 października odnotowano w naszym kraju 4260 nowych przypadków koronawirusa.W czerwonej strefie znajdzie się 38 powiatów, w tym m.in. Grudziądz, Sopot, Piotrków Trybunalski, Suwałki, Kielce i Koszalin.
- Awersja do ryzyka i troska o własne bezpieczeństwo to naturalna postawa w obliczu panującej epidemii. Dlatego nie należy się dziwić, że pracownicy z Ukrainy wolą unikać pracy w czerwonych strefach. Zwłaszcza, że dla nich jako osób spoza naszego kraju, nie jest oczywiste, dlaczego dany region znalazł się w żółtej czy czerwonej strefie. A np. w Sopocie jest to pochodna wzmożonego ruchu turystycznego, który teraz ustał całkowicie. W rekrutacjach, które prowadzimy widać wyraźnie, że informacja o koronawirusie ma ogromne znaczenie i chodzi nie tylko o sytuację w danym regionie, ale głównie w konkretnym zakładzie pracy – mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert rynku pracy.
fot. Africa Studio - Fotolia.com
Pracownicy z Ukrainy nie chcą pracować nawet w żółtych strefach
Ukraińcy chcą pracować w Polsce, ale nie w czerwonych strefach
Z „Barometru Polskiego Rynku Pracy” Personnel Service wynika, że 61% osób, które wcześniej pracowały w Polsce planuje ponowny przyjazd do naszego kraju za pracą. Są to głownie młodzi Ukraińcy od 18 do 35 roku życia (64%) oraz ze specjalistycznym wykształceniem średnim (69%). Dla tych osób głównym powodem decyzji o emigracji pozostaje wizja wyższych zarobków, które nawet 4-krotnie przewyższają te oferowane w ich ojczyźnie.
Okazuje się jednak, że stawka godzinowa przestała być głównym argumentem przy podejmowaniu decyzji o wyborze konkretnego pracodawcy. W obliczu zagrożenia jakie stanowi epidemia koronawirusa, bezpieczeństwo zaczyna wysuwać się na prowadzenie i to ono decyduje ostatecznie o przyjęciu pracy w danym miejscu.
Z doświadczeń Personnel Service wynika, że na rekrutacje w miejscach, które znajdują się w czerwonej albo żółtej strefie zgłasza się nawet 11-krotnie mniej chętnych, niż w regionach, w których nie obowiązują obostrzenia. Dla przykładu, do fabryki, w której nie było przypadku koronawirusa rekrutuje się nawet 100-150 osób tygodniowo. Natomiast w zakładach, w którym wykryto tę chorobę, zainteresowanie spada do kilkunastu pracowników.
- Spadek podaży pracowników w regionach, o których mówi się głośno, że występuje tam duża liczba zachorowań na koronawirusa, jest powszechnym zjawiskiem. Pracownicy się boją, więc wolą szukać pracy tam, gdzie jest bezpiecznie. To oczywiście generuje problemy dla pracodawców. Chociaż przez obostrzenia spada popyt na kadrę w restauracjach czy hotelach, to duże zakłady nadal potrzebują pracowników, a o tych jest trudniej w momencie, gdy w danym regionie ogłoszona zostanie czerwona czy żółta strefa - dodaje Krzysztof Inglot.
oprac. : eGospodarka.pl
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)