80% Polaków bez szans na pracę zdalną
2020-10-13 13:53
80% Polaków bez szans na pracę zdalną © Robert Kneschke - Fotolia.com
Przeczytaj także: Rekrutacja i praca zdalna oczami Polaków
Statystyki GUS dowodzą, że w Polsce jest obecnie około 16,5 mln osób aktywnych zawodowo. Na pracę zdalną może pozwolić sobie jedynie co 5. osoba z tej grupy. Pozostali, ze względu na specyfikę swoich obowiązków wobec pracodawcy, zmuszeni są pracować stacjonarnie. Mowa tu chociażby o pracownikach produkcji, transportu, handlu, urzędów czy służb publicznych.Niemożność pracy zdalnej nie sprzyja ochronie ich zdrowia, nawet w sytuacji, gdy polscy pracodawcy wzięli sobie do serca wszelkie zalecenia i robią wszystko, by zminimalizować ryzyko zakażenia w swojej organizacji. Fala zachorowań w przedsiębiorstwach dla ich właścicieli oznacza nie tylko wsparcie pracownika w walce o powrót do zdrowia, ale też trudną walkę o zachowanie miejsc pracy i przetrwanie ich biznesu.
fot. Robert Kneschke - Fotolia.com
80% Polaków bez szans na pracę zdalną
Mimo starań pracodawców, codziennie nowe przypadki zachorowań
Firmy są dziś jednymi z miejsc, w których zakażamy się najczęściej. Tylko w woj. pomorskim na 109 ognisk zakażeń SARS-CoV-2, aż 34 to zakłady pracy (wg. danych sanepidu z 9.10.2020). Pozostałe to m.in. szpitale i szkoły, których pracownicy również chorują na koronawirusa. Każdego dnia z całej Polski płyną sygnały o nowych zakażeniach w przedsiębiorstwach. W dużym stopniu spowodowane są one specyfiką wykonywanej pracy i branżą, w której funkcjonują firmy niemogące pozwolić sobie na przywilej wprowadzenia pracy zdalnej.
– Za nami 7 miesięcy sprawdzianów, które COVID-19 fundował niemal codziennie w polskich firmach. Moim zdaniem pracodawcy odrobili lekcję z ochrony pracowników zarówno pod względem formalnym, jak i operacyjnym. Wprowadzenie zmian w firmach zajmowało od kilku dni do max. 3 miesięcy – w zależności od skali ich działania. Wypracowano procedury, opracowano koronawirusowe regulaminy pracy i informowano pracowników o kluczowych zmianach – mówi Cezary Maciołek, wiceprezes Grupy Progres. – Przełożeni starali się też jak najlepiej chronić zespół w miejscu pracy – badano temperaturę, gwarantowano środki odkażające, maseczki, rękawiczki, zachowywano odległość, ograniczano spotkania bezpośrednie. Ci, którzy mogli wprowadzili pracę zdalną, jednak przeważająca większość firm nie miała takiej możliwości, dlatego w wielu przypadkach wprowadzano system zmianowy, by chronić zespół przed chorobą – zaznacza Cezary Maciołek.
Niestety, do powstania ognisk zakażeń w firmach przyczyniają się również pracownicy, którzy nie zgłaszają nikomu, w tym pracodawcy, że mogą być nosicielem koronawirusa i nadal chodzą do pracy. Dzieje się tak np. w sytuacji, gdy nie chcą oni iść na chorobowe lub kwarantannę, bo boją się utraty premii za stuprocentową obecność w pracy oraz nie chcą otrzymywać niższej pensji, która z powodu zasiłku chorobowego wynosi 80 proc. normalnego wynagrodzenia.
Koronawirus gra z firmami w domino
Firmy bardzo często stanowią system naczyń połączonych, gdy w jednej z powodu zachorowań pracowników nastąpi przestój, w innych – uzależnionych od jej pracy również dochodzi do znacznych opóźnień.
Obecna sytuacja może przełożyć się na funkcjonowanie przedsiębiorstw w momencie, gdy większość z nich nie może wprowadzić pracy zdalnej z uwagi na charakter wykonywanej pracy i - mimo zabezpieczeń - dojdzie do fali zachorowań wśród pracowników. W praktyce oznacza to nie tylko destabilizację pracy całego przedsiębiorstwa, ale też straty finansowe. Następują one w momencie, gdy dochodzi do braków kadrowych w zespole, które w czasach koronawirusa, bardzo trudno szybko uzupełnić, a to oznacza niewywiązanie się z umowy z klientami np. niedostarczenie towarów na czas, a to z kolei może wpłynąć na kary finansowe wynikające z zawartej umowy handlowej. Wydatki generują także koszty kwarantanny pracowników, które często biorą na siebie pracodawcy i wypłaty wynagrodzeń chorobowych.
Przykładowo, jeśli w firmie zachoruje 100 pracowników, którzy będą musieli przebywać na kwarantannie 10 dni to pracodawca musi wypłacić im około 150 tys. zł z tytułu wynagrodzeń za czas, w którym nie byli w stanie wykonywać swoich obowiązków.
Elastycznością w COVID-19
W dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości polscy pracodawcy, by przetrwać, musieli ograniczyć inwestycje średnio oraz długookresowe i skupili się na planowaniu niedalekiej przyszłości. Nagłe braki kadrowe, które może spowodować COVID-19 i niepewność rynkowa powodują, że elastyczność jest obecnie istotnym elementem polityki personalnej każdej firmy, bo może uchronić ją przed przymusowym przestojem. Stąd też rosnące zainteresowania pracą tymczasową zarówno wśród firm, jak i kandydatów do pracy.
– Obserwując doniesienia płynące z rynku nie sądzę, żeby doszło do drugiego lockdownu w takiej skali, jaka miała miejsce w momencie, gdy stawialiśmy pierwsze kroki w walce z koronawirusem. Obecnie polscy przedsiębiorcy wiedzą, czym jest COVID-19 i jak ogromne zagrożenie stanowi dla ich biznesu. Mają też świadomość, że nie stać ich na kolejne przestoje – zaznacza Cezary Maciołek, wiceprezes Grupy Progres. – Rząd zakłada, że odrobimy straty w przyszłym roku, ale to może być bardzo trudne. Moim zdaniem aktywność gospodarcza powróci do poziomu sprzed pandemii dopiero w 2022 r. Aktualna sytuacja wpływa negatywnie na konsumpcję i inwestycje, a to są bardzo istotne elementy rozwoju gospodarczego. Ponadto wstrzymanie realizacji zamówień w zakładach pracy jest ogromnym zagrożeniem, które może ziścić się w z dnia na dzień. Dlatego wiele firm szuka ratunku w pracownikach tymczasowych i w swoich planach uwzględnia zwiększenie zespołu wykonującego ten rodzaj pracy. Bo to oznacza dla nich wygraną walkę o przetrwanie, którą będą musieli toczyć w niepewnych czasach – podsumowuje ekspert.
oprac. : eGospodarka.pl
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)