Import ryb rośnie
2010-12-20 12:25
Od ryb wolimy mięso zwierzęce, a jeśli już decydujemy się na ich kupno, to w zdecydowanej większości wybieramy ryby importowane, takie jak łososie, tuńczyki czy makrele. Taki wniosek można wyciągnąć po analizie nawyków żywieniowych Polaków, którą przeprowadził portal wędkarski wedkuje.pl. Traci na tym nasze zdrowie, bo zamiast świeżych, rodzimych ryb, konsumujemy w większości wysokoprzetworzone i, zawierające szkodliwe dla zdrowia pierwiastki, gatunki z importu.
Przeczytaj także: Jedzenie ryb niepopularne u Polaków
Więcej łososia, mniej karpiaJak obliczył portal wedkuje.pl, na podstawie danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, import ryb systematycznie rośnie. Ten rok kończymy wynikiem 756 tys. ton. Gatunkowo największą część importu stanowi łosoś, uznawany powszechnie za szlachetną i drogą rybę. Tymczasem, jak tłumaczy prof. dr hab. Danuta Rosołowska – Huszcz, Kierownik Zakładu Dietetyki Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, zawiera on szkodliwą dla zdrowia rtęć. W 2010 roku ilość kupionego przez Polaków łososia może przekroczyć liczbę nawet 52 tys. ton. To aż 4 razy więcej, niż sprzedaż pstrąga (IERiGŻ). Gorzej mają się także inne ryby śródlądowe, takie jak karp. W tym roku produkcja tego gatunku spadła aż o 9 proc. Podobna tendencja dotyczy również ryb słodkowodnych – jeśli już po nie sięgamy, to również są to gatunki importowane, jak panga.
Polak zjada 2 razy mniej ryb, niż Europejczyk
Pomimo rosnącego importu ryb, poziom ich konsumpcji nadal pozostawia wiele do życzenia. W 2010 roku średnia ilość zjedzonych ryb wyniesie 13,5 kg rocznie na jednego mieszkańca. Tym wynikiem Polacy zostają w tyle za europejską czołówką – na terenie Wspólnoty średni wynik wynosi aż 22 kg rocznie. Dzieje się tak za sprawą dużego przyzwyczajenia Polaków do mięsa zwierzęcego. To przekonanie powoduje, że zdecydowanie częściej niż ryby wybieramy niezwykle tani drób.
Ryby z importu mogą szkodzić
Nie pomagają kampanie promujące spożywanie ryb, jak choćby przypadający na 20 grudnia Dzień Ryby. Polacy w zdecydowanej większości nadal nie traktują ryb jako składnik diety, a raczej jako odświętną ekstrawagancję. Na dodatek, jeśli już je wybieramy, to w większości sięgamy po te z importu. Dietetycy jednak alarmują – słynne ryby w puszkach, to w większości produkty wysoko przetworzone albo wysokomrożone, jak w przypadku uwielbianych przez dzieci filetów z pangi.
"Nie wszyscy jednak wiedzą, iż spożywanie importowanych ryb morskich wiąże się także z pewnym niebezpieczeństwem. Dzieje się tak za sprawą rtęci, którą zawierają poszczególne gatunki" – mówi prof. Danuta Rosołowska – Huszcz. Specjaliści od żywienia alarmują, że może ona szkodliwie wpływać nie tylko na dzieci, ale również kobiety w ciąży oraz te, które planują macierzyństwo. Na czarnej liście znajdują się mieczniki, a także – zawierające nieco mniejszy poziom rtęci – popularne tuńczyki czy mintaje.
Skąd w rybach rtęć? To bardzo proste. Pierwiastek ten występuje powszechnie w środowisku, jest także uwalniany w powietrze przez niektóre zakłady przemysłowe. Gdy opada na dół, w wodzie zamienia się w metylortęć. To właśnie ten typ rtęci, który może być szkodliwy dla płodu czy małego dziecka. Ryby, odzywiając się w wodzie, w naturalny sposób pochłaniają metylortęć i kumulują ją w sobie.
Nikt nie ma za to wątpliwości co do walorów odżywczych rodzimych gatunków, jak choćby wsponianego karpia.
"To ryba godna polecenia nie tylko ze względu na wysokiej jakości proteiny, ale także zawartość niezwykle odżywczych kwasów Omega 3" – podsumowuje prof. dr hab. Danuta Rosołowska – Huszcz.
Przeczytaj także:
Rośnie spożycie ryb i owoców morza
oprac. : Katarzyna Sikorska / eGospodarka.pl
Więcej na ten temat:
ryby, jedzenie ryb, przemysł rybny, import ryb, zwyczaje żywieniowe, zwyczaje żywieniowe Polaków