Tydzień 13/2005 (28.03-03.04.2005)
2005-04-03 23:57
Przeczytaj także: Tydzień 19/2005 (09-15.05.2005)
- RPP obniżyła wszystkie stopy o 50 pkt procentowych.
-
Ministerstwo Finansów planuje na 2006 rok deficyt w wysokości 30 mld zł (w 2004 roku był on na poziomie 45,3 mld zł, a w roku 2005 ma wynieść 35 mld zł). -
Według ministra finansów w 2005 roku polskie PKB wzrośnie o 4,5-5,0% oraz o 4,8% w 2006 roku. -
Na razie spłaciliśmy tylko 3,3 mld euro kredytów z 12,3 mld euro, które jesteśmy winni Klubowi Paryskiemu. Klub Paryski liczy 16 krajów. Japonia i Belgia nie zgodziły się na wcześniejszą spłatę naszego zadłużenia, a z Austrią, Francją i Włochami trwają negocjacje. Gdyby ta koncepcja została w pełni zrealizowana, to uniknęlibyśmy spiętrzenia spłaty długów w kolejnym pięcioleciu, mniejsze byłyby koszty obsługi zadłużenia, poprawiłby się rating naszego kraju, co ułatwiłoby nam pozyskiwanie dalszych kredytów po niższych cenach. Pieniądze na spłatę zadłużenia pochodzą z wypuszczonych przez rząd obligacji na międzynarodowym rynku. -
Problem utraconego w wyniku wojny majątku prywatnego nieustannie wraca z powodu braku klarownych uregulowań prawnych. Do kwestionowanej praktyki nacjonalizacji fabryk i reformy rolnej, ekwiwalentu za utracone mienie zabużańskie, zastrzeżeń organizacji reprezentujących interesy wypędzonych Niemców teraz doszły roszczenia dotyczące żydowskiego majątku w Polsce pozostawionego przez dawnych właścicieli. Przez izraelski rząd został on oszacowany na ok. 30 mld USD. -
Przedłużają się negocjacje dotyczące przejęcia przez ukraiński AvtoZAZ warszawskiego FSO. Wywołuje to niepokój potencjalnego inwestora. -
W polskich elektrowniach pracuje 200 tys. osób. Elektrownie będą musiały zwolnić połowę swoich pracowników, by skutecznie konkurować na wolnym rynku. -
Eksport polskiej żywności wzrósł w 2004 roku o 30%. -
W ubiegłym roku polskie banki uzyskały rekordowe wyniki. I tak PKO BP osiągnął zysk 1,5 mld zł, a PKO SA ponad 1,3 mld zł. Rekordowe będą też dywidendy.
Komentarz do wydarzeń gospodarczych
GDYBYM BYŁ BOGATY...
To tytuł zapożyczony ze znakomitego SKRZYPKA NA DACHU, który dziś czynię motywem przewodnim dla kilku ogólnych uwag, tradycyjnie już prezentowanych w pierwszej części każdego, cotygodniowego komentarza. Nie jest to temat nowy, bo sam już kilkukrotnie podejmowałem właśnie tu próbę ustosunkowania się do bogactwa i biedy we współczesnym świecie. Ostatni raz pretekstem do wypowiedzi na ten temat było pytanie, które zadano mi pod koniec jednego z wykładów: czy bogactwo i bogacenie się jest moralne? W odpowiedzi zacytowałem znaną mi wypowiedź Lwa Tołstoja sprzed ponad stu lat: bogactwo jest moralne wtedy, gdy wokół nie ma biedy. Te słowa wielkiego pisarza były wypowiedziane w innej epoce, a mimo to przytoczyłem je uznając, że wiele z jej treści ma charakter do dzisiaj uniwersalny. Przyznaję, że podejmując próbę odpowiedzi na pytanie zadane mi przez studenta nie miałem innego pomysłu na syntetyczną w swojej formie odpowiedź, a problem uznałem wówczas za ważki, a nie chciałem improwizować swojej wypowiedzi i w konsekwencji strywializować jej. Ten cytat z wypowiedzi mądrego, chociaż wiekowego pisarza był pierwszą reakcją na mimo wszystko zaskakujące mnie pytanie.
Dziś uznałem, że powinienem coś dodać do tych historycznych już słów wielkiego pisarza, rozwinąć odpowiedź na mądre pytanie bardzo młodego człowieka. Chcę pokazać, co można dostrzec obserwując ten problem dziś, z punktu widzenia licznych doświadczeń menedżerskich. Przyznaję, że liczne przypadki z ostatnich lat pokazują, że są jednostki, które szybko bogacą się częściej ujmując innym-słabszym, niż pracując mądrzej i efektywniej. Dziś w wielu przypadkach bogactwo niewielu jest rezultatem oszustwa i wykorzystywania na dużą skalę bardzo wielu, jest efektem ciężkiej pracy maluczkich oraz oszczędności na ich wynagrodzeniach. To opinia powszechna u tych, którzy nie mieli możliwości wzbogacenia się lub mając je, nie wykorzystali ich.
Kto nie chciałby być bogaty, a przy tym zdrowy, piękny i ogólnie mówiąc kto nie chciałby być szczęśliwym. Bogacenie się jest problemem społecznym od początku naszej cywilizacji. Uważam, że w naszym kraju, po kilkunastu latach transformacji ustrojowej nie tylko normy bogacenia się są nieprecyzyjne i przy tym nie są przestrzegane, chociaż są tacy, którzy twierdzą, że w Polsce jest ich brak. To poważna słabość tego, co nazwać można kulturą społeczną. Dziś w dobie rozwiniętej na świecie gospodarki kapitalistycznej bogactwo związane jest z tworzeniem zysku. Dlatego często zysk, duży zysk, a szczególnie zysk indywidualny rodzi przekonanie, że jest nieuczciwy. Z drugiej strony wiadomo, że bez tego bogacenia się nie ma możliwości rozwoju gospodarczego. Nie zawsze doceniamy tych, którzy będąc przedsiębiorcami czy menedżerami, którzy podejmują ryzyko, angażują swoje pieniądze, swoją środowiskową pozycję, swoje rzadkie umiejętności (szczególnie widoczne w trudnych, niestandardowych sytuacjach), by doprowadzić do zespołowego sukcesu. Tworzenie klimatu sprzyjającego dla ludzi, którzy niekoniecznie ciężko pracują w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ale mają tę rzadką umiejętność wyznaczania kierunku, podejmowania trafnych decyzji i brania za nie odpowiedzialności, integrowania wiedzy i umiejętności zespołu,doprowadzania działań do finalnego sukcesu jest w interesie społecznym.
Zysk będący źródłem bogactwa osiągany w rynkowej działalności gospodarczej jest wynikiem różnicy między oceną wartości produktu przez nabywcę, a kosztami poniesionymi przez producenta. Powstaje pytanie, czy jest coś takiego jak "zysk uczciwy"? Jakie warunki muszą być spełnione, by osiągnięty zysk był uznany za uczciwy, by nie był kwestionowany społecznie? To problem, nad którym warto zastanawiać się. To problem, który winien znaleźć swoje miejsce w programie budowy nowoczesnego, polskiego społeczeństwa na progu XXI wieku.
A teraz powróćmy do naszych baranów.
Nie ukrywałem swojego bardzo krytycznego stosunku do decyzji RPP, która w połowie ubiegłego roku (na początku nowej kadencji) trzykrotnie, miesiąc po miesiącu podwyższała stopy procentowe, w sumie o 1,25%. Gdyby to zrobiła i nabrała wody w usta, nie uzasadniając uczonymi słowy swojej decyzji pomyślałbym, że członkowie RPP uzyskali tajemną wiedzę o naszej przyszłości gospodarczej. Gdy jednak dodatkowo zapoznałem się z opublikowaną projekcją inflacji byłem jeszcze bardziej zaskoczony. Zaprotestowałem w komentarzach i (nie tylko w niej)tak, jak wielu innych, ale gdzie nam maluczkim... Tytuł profesorski i członkostwo w RPP to atut niemożliwy do zrównoważenia nawet dla ekipy ekspertów Ministerstwa Finansów, którzy w trakcie dyskusji nad budżetem nie byli w stanie zaprezentować innego zdania niż RPP. Także oni przewidywali szybki wzrost inflacji i przepowiadali dalszy wzrost poziomu stóp. Cóż robi magia niekwestionowanych autorytetów. Logika kotwic inflacji w postaci wysokiego, niemal 20% bezrobocia i bardzo niskiego tempa wzrostu konsumpcji (świadomość niepewnego jutra i duże zagrożenie utratą pracy) nie była argumentem przeciw podwyżce stóp, jak nie było nim niebezpieczeństwo zdecydowanej obniżki tempa wzrostu gospodarczego (a także aprecjacji złotówki i zdecydowanego spadku opłacalności eksportu, który był dotąd głównym czynnikiem napędzającym gospodarkę) w wyniku takiej decyzji. I oto na początku roku usłyszeliśmy niepewne wypowiedzi członków RPP, a po nich nastąpiła szybka decyzja w lutym o zmianie nastawienia z restrykcyjnego na łagodne (z pominięciem neutralnego), wzmocniona teraz marcową obniżką stóp od razu o 0,5 punktu procentowego (podstawowa stopa wynosi obecnie 6%). Szef NBP zapomniał o swoich katastroficznych wizjach wzrostu inflacji i znowu z podobną pewnością siebie uzasadniał obniżkę stóp informując, że w połowie roku inflacja może spaść nawet poniżej 1,5% !!! Konia z rzędem temu kto uzasadni, że w ciągu tych kilku miesięcy trzykrotna podwyżka stóp spełniła swoje zadanie. Członkowie Rady już nie protestują wobec koncepcji dalszych obniżek stóp. Dyskutują tylko o sposobie: teraz jeszcze " raz a dobrze" czy też jak proponuje prezes NBP "stopniowo". Powszechna jest opinia, że stopy spadną jeszcze minimum o 0,75punktu procentowego.
Jeden z moich nauczycieli mawiał, że nie traci autorytetu ten, kto ma odwagę przyznać się do pomyłki. Błąd -ludzka rzecz. Pisząc ten komentarz przypomniałem sobie w ubiegłym roku szereg wypowiedzi prezesa NBP o realnym wprowadzeniu euro w Polsce w 2007 roku... Ale nie bądźmy złośliwi. Każdy pomylić się może...
Przeczytaj także:
Europa: wydarzenia tygodnia 49/2019
oprac. : Magdalena Kolka / Global Economy