Bat na parabanki
2013-04-10 09:27
Przeczytaj także: Usługi bankowe science fiction
Parabank zajrzy ci w historię
Tu pojawia się jeszcze inny problem. Parabankami potocznie nazywane są nie tylko instytucje finansowe oferujące depozyty, ale także firmy pożyczkowe, prowadzące legalną, co do zasady, działalność w oparciu o środki własne lub finansowanie z rynku kapitałowego. A że przyjmują je na lichwiarskich warunkach – to już inna sprawa. W przypadku takich kredytów rzeczywista roczna stopa oprocentowania może sięgać nawet kilku tysięcy procent! Ale w przypadku firm, które nie przyjmują depozytów nie może być mowy o złożeniu zawiadomienia o przestępstwie, dlatego one na listę ostrzeżeń publicznych nie mogą zostać wpisane.
Z instytucjami pożyczkowymi politycy chcą jednak rozprawić się w inny sposób. PSL w przygotowanej nowelizacji postuluje, by wprowadzić jednolite zasady badania zdolności kredytowej dla wszystkich podmiotów finansowych udzielających kredyty konsumenckie. Dziś bank może odmówić udzielenia kredytu ze względu na brak zdolności kredytowej, mogą go za to przyznać inne instytucje, bo one wcale nie muszą sprawdzać, czy dana osoba poradzi sobie ze spłatą zobowiązania. Klienci na tym korzystają i masowo uderzają do parabanków po kredyty. Z zeszłorocznych danych wynika, że z usług tego typu firm finansowych korzysta nawet 4 mln Polaków, a zadłużenie w nich przekracza około 2 mld zł.
Z pożyczek w parabankach korzystają nie tylko zwykli Polacy, ale nawet instytucje – chociażby placówki medyczne, jak np. Szpital Wojewódzki w Lesznie, który musiał wziąć „chwilówkę”, by opłacić składki ZUS i wypłaty pracownikom, a także uregulować rachunki za prąd. Także placówki medyczne z Katowic, Białegostoku i Kielc posiłkowały się takimi kredytami na wysoki procent.
Wszystko dlatego, że zarówno firmom, jak i klientom indywidualnym obecnie trudno o bankowy kredyt. W przypadku tych drugich powodem jest zaostrzanie przez KNF regulacji. Chodzi tu o rekomendację T, która ograniczyła dostęp do bankowego finansowania osobom o niższych dochodach. Zgodnie z jej zapisami, do których musiały dostosować się banki, raty wszystkich spłacanych przez danego klienta rat i pożyczek nie mogą przekroczyć 50 proc. dochodów netto w przypadku osób, które zarabiają mniej niż średnią krajową (ok. 2,6 tys. zł na rękę) lub 65 proc. w przypadku zarabiających więcej. Jeśli przekraczają te limity z kolejnego kredytu nici.
Przepisy te dotyczą tylko banków, ale nie obowiązują np. firm pożyczkowych. Niebankowe firmy pożyczkowe nie muszą się tym przejmować i oceniają wiarygodność potencjalnych klientów na własne ryzyko. Sytuacja stała się już na tyle patologiczna, że banki same zaczęły tworzyć firmy pożyczkowe, którym mogą udzielać kredytów konsumpcyjnych bez konieczności tak skrupulatnego sprawdzania zdolności kredytowej. Takie „filie pożyczkowe” uruchomiła już hiszpańska grupa Santander właściciel Banku Zachodniego WBK, która powołała firmę Santander Consumer Finanse. Francuska grupa Credit Agricole ma zaś spółkę Lukas Finanse, siostrzaną wobec Credit Agricole Bank Polska.
Teraz KNF łagodzi rekomendację T. Przyjęła niedawno rozwiązanie, które wprowadza pewne ułatwienia w udzielaniu niewielkich pożyczek. Na przykład szansę na kredyt będą mieć osoby, które na spłatę rat kredytowych przeznaczają ponad połowę swoich zarobków; zamiast zaświadczenia o dochodach wystarczy własnoręcznie napisane oświadczenie. De facto to oznacza, że wrócą tzw. kredyty „na dowód”, bo to będzie jedyny wymagany dokument np. przy pożyczkach ratalnych do 22 tys. zł. Tylko czy to rozrusza rynek kredytowy i spowoduje, że klienci wrócą do banków?
– Zmiany w rekomendacji T mogą wpłynąć na politykę kredytową banków, choć ze względu na strukturę rynku bankowego w Polsce (większość polskich banków jest zależna od banków zagranicznych) i politykę właścicieli banku (zacieśnianie polityki kredytowej) niekoniecznie mogą one znacząco zwiększyć dostępność kredytów w bankach. Zazwyczaj klientami instytucji parabankowych są osoby nie mające zdolności kredytowej w bankach i w praktyce ich sytuacja nie ulegnie istotnym zmianom także po zmianach w rekomendacji T – twierdzi Paweł Pelc.
Z jednej strony banki chcą złagodzić swoją politykę kredytową, ale jak widać – nie dla wszystkich. Z drugiej – posłowie chcą nałożyć na parabanki nowe zadania. Chodzi tu właśnie o badanie zdolności kredytowej. Dlatego w projekcie nowelizacji ustawy znalazł się zapis, by rozszerzyć dostęp do bankowych baz danych zawierających informacje o historii kredytowej, tak by instytucje pozabankowe miały możliwość oceny zdolności kredytowej konsumenta. Informacje te byłyby udostępniane za zgodą konsumenta, ale nadal byłyby objęte tajemnicą bankową.
Pomysłowi temu przyklaskuje Narodowy Bank Polski, który chce iść jeszcze dalej – postuluje, by także inni kredytodawcy dzielili się z bankami i SKOK-ami informacjami o klientach.
– Projektowana ustawa zawiera propozycję stworzenia kanału, którym zgromadzone przez banki informacje niezbędne do oceny zdolności kredytowej konsumentów będą mogły być udostępniane „pozostałym kredytodawcom” udzielającym kredytów konsumenckich. Projekt nie zawiera natomiast przepisów, które wprowadzałyby równolegle obowiązek przekazywania przez tych kredytodawców informacji o udzielonych kredytach konsumenckich, które byłyby dostępne dla banków. Wprowadzenie takiego obowiązku pozwoliłoby bankom na dokonywanie kompleksowej oceny zdolności kredytowej konsumenta. Natomiast brak takiej regulacji spowodowałby, że „pozostali kredytodawcy” korzystaliby z baz danych tworzonych przez banki, sami zaś nie wnosiliby do takiej bazy informacji o swych klientach – podkreśla Witold Koziński, wiceprezes NBP, w opinii do projektu ustawy.
oprac. : Izabela Kordos / Gazeta Bankowa
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)