Emigracja zarobkowa. Gdzie najniższe koszty życia?
2017-11-03 11:01
Gdzie wyjechać, by nie zbankrutować na emigracji? © vchalup - Fotolia.com
Przeczytaj także: Czy emigracja zarobkowa ciągle ma sens?
Gdzie zarobimy najwięcej i... co znaczy „najwięcej”?
Jeżeliby kierować się wyłącznie wysokością średniego wynagrodzenia w danym kraju, to na emigrację zarobkową należałoby wybrać takie kraje jak Luksemburg, Dania, Irlandia czy Szwecja. To właśnie tam, czego potwierdzeniem są zbierane co cztery lata dane Eurostatu, przeciętne zarobki należą do najwyższych w Europie, przewyższając polskie pensje nawet czterokrotnie. Ten medal ma jednak i swoją drugą stronę. Chodzi tu o koszty życia, które w wymienionych wyżej krajach są co najmniej wygórowane. Na nic mogą się więc zdać wysokie wynagrodzenia, skoro niemal natychmiast zostaną one pożarte przez ceny produktów i usług. W państwach gwarantujących najwyższe płace jest to zresztą dość powszechna sytuacja. Dlatego też warto wziąć to pod uwagę, planując przeprowadzkę do jednego z nich.
Problem relacji cen do wynagrodzeń rozwiązuje przeliczenie zarobków z uwzględnieniem tzw. parytetu siły nabywczej. W takim ujęciu przeciętny Polak zarabia już „tylko” dwa razy mniej, niż przeciętny Irlandczyk. Ale taki przelicznik jest miarodajny jedynie wtedy, gdy mówimy o wynagrodzeniu przeciętnym, a to może mieć naprawdę niewiele wspólnego z tym, ile będziesz zarabiał Ty. Dlatego żeby dowiedzieć się, na co będziesz mógł sobie pozwolić za emigracyjną pensję, warto przyjrzeć się kosztom życia za granicą.
Ile wysyłamy do domu?
Wskazówką co do relacji zarobków i kosztów w poszczególnych krajach mogą być kwoty, jakie nasi rodacy na emigracji wysyłają do swoich rodzin w Polsce. Tu z pomocą przychodzi sektor FinTech. Firma TransferGo oferuje tanie i szybkie przelewy międzynarodowe, dlatego sięgnęliśmy do jej wiedzy o emigrantach ekonomicznych.
– Z naszych analiz wynika, że w przypadku osób fizycznych, najwyższe przeciętne przelewy do Polski notujemy w przypadku przelewów ze Stanów Zjednoczonych, a także z Niemiec, Islandii oraz Norwegii – tłumaczy Magdalena Gołębiewska, country manager w firmie TransferGo.
Można więc przypuszczać, że to właśnie w tych krajach różnica między kosztami życia i zarobkami – i to w dodatku w tych branżach i miejscach, które wybierają nasi rodacy – jest najbardziej korzystna.
Nie samym chlebem człowiek żyje
Według ostatniego rankingu Worldwide Cost of Living, przygotowanego przez The Economist Intelligence Unit, najintensywniej drenowane są portfele mieszkańców Azji – to właśnie tam znajduje się 5 z 10 najdroższych miast świata. Jest wśród nich miasto, do którego podróż za chlebem to niemal szaleństwo: chodzi o Seul, gdzie kilogramowy bochenek chleba kosztuje prawie 15 dolarów, czyli około 55 złotych! Ale biorąc pod uwagę łączne koszty życia, koreańska stolica i tak ustępuje m.in. Singapurowi, Honk Kongowi, Tokio i Osace. Wyprzedza ją także najdroższe europejskie miasto: Zurych. Stolicy Szwajcarii nieznacznie tylko ustępuje Paryż, który jest najdroższym miastem strefy euro i siódmym najdroższym miastem świata. Dla porównania, Warszawa zajmuje pozycję 103. Taka różnica nie powinna jednak przyczyniać się do wyciągania zbyt pochopnych wniosków.
O Top 10 otarło się norweskie Oslo (99 pkt), w którym droższa niż w Polsce jest praktycznie wszystko, nie wyłączając nawet norweskiej ropy naftowej. Nieco tylko tańsze są Helsinki i Reykjavik, które podzieliły między sobą miejsce 16.
Pozycje 21-25 zajmują kolejno Wiedeń, Frankfurt, Londyn i Dublin, z wynikami oscylującymi wokół 90 punktów. Niewiele tańsze są Mediolan, Hamburg, Monachium, Rzym, Dusseldorf, Barcelona i Bruksela.
Spośród dużych europejskich miast, 80 punktów lub mniej notują dopiero Madryt, Sztokholm, Berlin, Lion, Amsterdam, Luksemburg, Lizbona, Ateny, Praga i Moskwa, która jest ostatnim sklasyfikowanym przez The Economist miastem naszego kontynentu wyprzedzającym – i to jedynie o włos –Warszawę.
fot. mat. prasowe
Koszty utrzymania w UE
Przykład Moskwy wiele tłumaczy
Moskwa, miasto kojarzone jako stosunkowo drogie, ujawnia pewną słabość rankingu. Mianowicie wszystkie ceny przeliczono w nim wprost na dolary amerykańskie, nie biorąc zupełnie pod uwagę poziomu zarobków w poszczególnych miastach czy państwach. Oznacza to, że koszty życia ocenione zostały mniej więcej z perspektywy turysty, a w dodatku istotny wpływ na pozycję w rankingu miały zmiany kursów walut. Stąd być może stosunkowo niska pozycja rosyjskiej stolicy jest w dużej mierze efektem załamania kursu rubla na światowych rynkach finansowych.
Podobnym, choć być może mniej jaskrawym przykładem, jest również stosunkowo niska pozycja Londynu – to z kolei efekt Brexitu i osłabienia się funta. Cena piwa w londyńskich pubach nie spadła, przynajmniej nie z punktu widzenia osoby otrzymującej wypłatę w funtach. Jednak ktoś, kto ma w kieszeni euro lub dolary, zapłaci mniej, niż jeszcze w 2015 roku.
Na podobną przeszkodę natkniemy się także w przypadku danych z Eurostatu. Dane publikowane przez tę instytucję mają tę zaletę, że dotyczą średniej w danym kraju, a nie tylko w jego najdroższych miastach. I tak możemy dowiedzieć się, że życie w Polsce jest o 47% tańsze od unijnej średniej, na Litwie – o 37%, w Niemczech przekracza ją o 4%, we Francji – już o 8%, a w Wielkiej Brytanii i Irlandii o ponad 20%. Norwegia i Szwajcaria, nie będące członkami UE, ale ujmowane w statystykach, potwierdzają swoją obiegową opinię krajów bardzo drogich. W tej pierwszej ceny są o 40% wyższe od średniej unijnej, Szwajcaria zaś dorzuca do stawki kolejnych 20 punktów procentowych.
Miejsce na podium dla Zurychu w rankingu The Economist nie było jak widać przypadkowe.
Statystyka kontra rzeczywistość
Jednak wszystkie te dane mają swoje wady: są w ten czy inny sposób zagregowane. Na przykład, dane Eurostatu czy The Economist pokazują łączne wydatki na cały koszyk różnych produktów konsumowanych przez gospodarstwa domowe, od żywności, przez koszty usług finansowych, czynsze, aż po elektronikę użytkową. A jest przecież spora szansa, że po przyjeździe do nowego miejsca pracy – i zamieszkania – nie będziesz myśleć o kupnie nowego telewizora. I nie zamierzasz wymieniać całej garderoby zaraz po przybyciu do nowego kraju. A jeżeli chcesz dokładniej oszacować koszty swojego pobytu za granicą, skorzystaj z internetowych serwisów, które gromadzą dane o cenach najbardziej popularnych produktów w poszczególnych miastach. Big Mac w Paryżu? Proszę bardzo: 8 euro. Paczka paracetamolu na przeziębienie w Edynburgu? 4,5 funta. Piwo w Oslo? 80 koron. Właśnie takie informacje dadzą obraz realnych kosztów życia w danym kraju.
oprac. : eGospodarka.pl
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)