Tydzień 1/2008 (01-06.01.2008)
2008-01-05 23:21
Przeczytaj także: Tydzień 51/2007 (17-23.12.2007)
- Od nowego roku będziemy płacili mniejsze podatki. Wzrastają progi i zwiększona jest kwota wolna od podatku, a ulga rodzinna za 2007 rok wynosi 1145 złotych za każde dziecko.
- Średnio o 11 proc. zdrożeje w 2008 r. węgiel z Kompanii Węglowej Podwyżki zależą od jakości węgla i tak dla węgla o zasiarczeniu powyżej 0,6% oznacza to średnioroczną podwyżkę o 11%, dla węgla lepszej jakości, o mniejszym zasiarczeniu, podwyżki są wyższe i sięgają nawet 20%
- W opinii Jacka Rostowskiego - ministra finansów „przyszły rok niesie ze sobą potencjalne zagrożenia, związane z gospodarką światową” i dlatego budżet musi być ostrożny.
- Aktywa otwartych funduszy emerytalnych (OFE) wzrosły w grudniu ub.r. do ponad 140 mld zł (w ciągu minionego roku kwota ta wzrosła o 20%).
- Według nieoficjalnych informacji przed Trybunałem arbitrażowym Eureko będzie domagać się od Polski ok. 35 miliardów złotych za opóźnianie prywatyzacji PZU! Jest to suma, porównywalna z rocznymi wydatkami państwa na Narodowy Fundusz Zdrowia i znacznie wyższa od przyszłorocznego deficytu budżetowego (planowany jest on na 27 mld złotych).
- Według "Financial Times" głównym czynnikiem wysokiego wzrostu gospodarczego w Polsce (6,5% w 2007 roku i 5,5% w 2008) jest dziś popyt wewnętrzny. Napędzają ją polscy konsumenci i firmy, które zwiększają inwestycje w tempie 20% rocznie. Także szybko rozwija się budownictwo i sektor usług. Pensje i zyski firm rosną szybko, a pracodawcy walczą o pracowników. Poziom bezrobocia spadł z 20% tuż przed wstąpieniem do Unii do obecnych 11%. Rośnie import, ale i eksport powiększał się średnio o 15%/rok w ciągu ostatnich trzech lat. Według FT popyt wewnętrzny będzie dla Polski buforem chroniącym gospodarkę przed efektami spowolnienia w Unii.
- Według wiceminister finansów Elżbiety Suchockiej-Roguskiej należy spodziewać się ubiegłorocznego deficytu na poziomie 19-20 mld zł. Oznacza to, że wyniesie on tylko 63-67% prognozowanej wielkości. Ten wynik był możliwy dzięki mniejszym niż planowane wydatkom budżetowym oraz sporo większym wpływom z podatków (o 5 mld zł, głównie z PIT, VAT i akcyzy).
- W 2006 rok przychody brutto z prywatyzacji miały wynieść 5,5 mld zł (z czego 4,26 mld zł miało trafić do budżetu), a wyniosły 622 mln zł, czyli 11,3% planu budżetowego, natomiast przychody netto, do budżetu wyniosły 456 mln zł (10,7% planu budżetowego). Przychody brutto z prywatyzacji w 2007 roku miały wynieść 3,0 mld zł ( netto 2,3 mld zł). Według wstępnych danych wyniosły 1,95 mld zł (netto 1,41 mld zł tj. 61% planu budżetowego).
- Wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld odpowiedzialny za systemowe zmiany w gospodarce podkreśla, że jego resort kończy opracowywanie projektu nowelizacji ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, który ma być niedługo skierowany do Sejmu. Zapowiada, że jeszcze w 2008 roku zostanie wprowadzona zasada "jednego okienka" w obsłudze przedsiębiorców. Będzie też możliwość zawieszania działalności przez przedsiębiorców, będzie tez możliwe uzyskiwanie przez nich wiążących interpretacji przepisów oraz domniemanie prowadzenia działalności zgodnie z prawem. Będzie też wprowadzona reguła zastępująca oświadczeniami przedsiębiorców dotychczasowych zaświadczeń o spełnianiu przez firmę określonych wymagań, dotyczących ich działalności. Jego zamiarem jest ustabilizowanie prawa gospodarczego w formie "kodeksu wolności gospodarczej".
- Nowy minister rolnictwa jest przeciwny wprowadzaniu w Polsce upraw GMO. W Wigilię 2007 roku minął termin odpowiedzi polskiego rządu na ostrzeżenie Komisji Europejskiej w sprawie polskiej ustawy paszowej, zakazującej stosowania pasz z GMO od sierpnia 2008 r. Według Brukseli polska ustawa jest niezgodna z prawem unijnym. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wystąpiło do Komisji Europejskiej o przedłużenie terminu udzielenia odpowiedzi.
Komentarz do wydarzeń gospodarczych
ZGRYŹLIWCA ciąg dalszy NOWOROCZNYCH ROZWAŻAŃ, czyli co zostało w nas z dumnego HOMO SAPIENS
Minęło kilka pierwszych dni 2008 roku i widać, że świat gospodarki jeszcze się nie rozkręcił. Należy podejrzewać, że główni kreatorzy wydarzeń w biznesie i polityce gospodarczej jeszcze nie doszli do pełnej formy po sylwestrowych zabawach i toastach. Dlatego z braku wartych uwagi impulsów z polskiej gospodarki (bo przede wszystkim na nie reagujemy w cotygodniowych komentarzach) dziś proponuję spojrzenie „kosym okiem” na nasze codzienne życie. Chcę zwrócić uwagę na problem styku między naszym życiem zawodowym i prywatnym, który jest znacznie ważniejszy, niż na ogół sądzimy, a dotyczy nas wszystkich... Nigdy specjalnie nie ukrywałem swojej fascynacji kulturą starożytnych (w tym i kulturą ich życia) i przyznam, że jestem do dziś pod jej silnym wpływem. Od dawna szczególnie nisko chylę głowę przed Grekami i chociaż dorobek Rzymu nie wydaje mi się dużo gorszy, to jednak nie mogę powstrzymać się przed przypomnieniem, że nauczycielami wielu wielkich Rzymian byli pozbawieni wolności Grecy. I gdy właśnie z tego, odległego w czasie punktu widzenia spoglądam dziś na styl życia wielu moich rodaków mam mieszane uczucia. Swoje obawy, a nawet krytycyzm postaram się krótko uzasadnić, przy czym proponuję utrzymanie naszych wspólnych, dalszych rozważań w konwencji starogreckiej. Chcę więc rzucić na ekran kilka wybranych uwag, wzbudzić Wasze wątpliwości, zostawiając Was sam na sam z nimi. Intencją moją jest bowiem to, by skłonić moich czytelników do samodzielnych przemyśleń... Sam zaś, w swojej roli prowokatora Waszych rozważań zamierzam podpierać się ponadczasowymi sentencjami wielkich mistrzów...
Przyspieszony, bo zaledwie kilkunastoletni kurs kapitalizmu w naszym kraju wywołał spore zmiany w polskim społeczeństwie. Mówiąc to mam na myśli filozofię życiową ludzi, ich sposób myślenia, postępowania, czy też zasady, na których opierają oni nawiązywanie i kultywowanie stosunków międzyludzkich. Prawdziwą karierę w tym zakresie zrobiło w ostatnich latach hasło pragmatyzm, a dziś wiele osób szczyci się tym, że w swoim postępowaniu są pragmatyczni, aż do bólu!
A cóż to jest pragmatyzm? Warto tu przypomnieć, że co prawda pragmatyzm rozwinął się w XIX wieku bazując bezpośrednio na angielskim empiryzmie, a następnie został nawet uznany za amerykańską "filozofię narodową", to jednak nie jest to oryginalny wymysł Charlesa Sandersa Peirce’a, czy Wiliama Jamesa, bo efektem ich pracy była tylko nowa próba integracji kilku starych metod myślenia. To podejście do filozofii bazowało na propagowaniu takiego sposobu myślenia ludzi, które służy życiu, które je wspiera, które umożliwia poszukiwanie i realizowanie tego, co dobre, ale też realne i realizowalne także w szerszym tego słowa znaczeniu.
Jednak wiele słusznych koncepcji z czasem ulega uproszczeniu, trywializacji, a nawet degradacji. Taka uproszczona definicja mówi dziś, że pragmatykiem jest człowiek działający dla praktycznych korzyści, nieangażujący się w działania nie przynoszące realnych efektów i w świetle tych kryteriów są one uznawane za bezcelowe. Jak wiele innych wzorców implantowanych z Zachodu, także pragmatyzm zdobył uznanie w naszym społeczeństwie. Nie jest to złe, a nawet powiedziałbym, że jest to korzystne przede wszystkim w działalności zawodowej. Gorzej, gdy w bardzo strywializowanej formie ludzie (postępując „pragmatycznie”) sprowadzają swoje cele życiowe tylko do spraw materialnych, a ten tzw. pragmatyzm przenoszą w obszar spraw życiowych bardzo odległy od spraw zawodowych, gdzie takie podejście (jak wskazują to liczne przypadki) nie powinno mieć miejsca i często kończy się porażką...
Jeden z moich zagranicznych nauczycieli biznesowej sztuki cytując starożytnych przestrzegał mnie mówiąc: „Pamiętaj! Głupota i niekompetencja nie jest największym problemem, bo jest nim dopiero nieświadomość tego faktu”. Zapamiętałem to, a dziś rozważając temat sztuki życia dodałbym: nie jest największym problemem to, że bardzo wielu z nas nie potrafi sobie odpowiedzieć na pytanie: jak (ale też z kim i dlaczego) powinienem w tym świecie żyć. Prawdziwym problemem jest to, że ludzie często nie zadają sobie takiego pytania i w wielu przypadkach nie zdają sobie z tego sprawy jakie to jest dla nich ważne!...
Podstawową potrzebą współczesnych stało się odniesienie sukcesu i o jakimś sukcesie myśli prawie każdy, niezależnie od wykształcenia i pozycji społecznej. I byłoby to pozytywne, gdyby każdy miał świadomość do jakiego celu-sukcesu zmierza, co tak naprawdę jest ważne dla każdego z nich! Nie bez powodu mówi się, że jeśli nie wiesz dokąd zmierzasz, możesz zajść do nikąd! Bez przerwy, w prawie każdym gronie słyszę o kolejnych sukcesach, o nieustannym rozwoju i postępie, a mam wrażenie, że niewielu mówiących to zastanawia się i ma przy tym świadomość, czym te pojęcia są tak w sensie ogólnym, jak i czym są dla niego prywatnie. Chyba nie popełnię dużego błędu mówiąc, że w tym, co można nazwać filozofią życia niewielki postęp poczyniliśmy ostatnimi laty, zaś w pewnych jego obszarach widać nawet wyraźny regres...
Dziś coś takiego jak „sztuka świadomego życia” dla wielu moich rodaków staje się pojęciem coraz bardziej obcym, zamieniliśmy się w maszyny do robienia większych lub mniejszych pieniędzy i jesteśmy ich niewolnikami, stajemy się coraz bardziej ubezwłasnowolnionymi częściami systemu, jego maleńkimi trybikami. Mamy też coraz mniej czasu dla siebie, bo całymi dniami biegamy za złotówkami, wieczorem padamy ze zmęczenia, a do snu aplikujemy sobie środek nasenny w postaci „medialnej papki”, która dostarcza nam kolejnych złudzeń. Złośliwie można powiedzieć, że ze szlachetnego HOMO SAPIENS zostało nam tylko sapanie.... ze zmęczenia tą całodniową bieganiną, a na osłodę mamy poczucie „osobistego sukcesu” gdy wsiadamy do nowszego modelu auta, gdy z często udawanym zachwytem zajadamy jakieś drogie fidrygały, gdy możemy pochwalić się kilkoma dniami odpoczynku w egzotycznym miejscu i... nie ukrywajmy tego, że cieszy nas też, gdy możemy wywołać zazdrość kolegów czy sąsiadki. W tym nie kończącym się, codziennym i całodniowym galopie nawet nie wiemy kiedy padamy martwi jak koń wyścigowy powalony zawałem serca, którego szybko ściągają z toru, bo przeszkadza innym, bo już odegrał swoją rolę i nie jest potrzebny, bo nie liczy się w dalszej rywalizacji... Niekiedy padający na tym życiowym torze do ostatniej chwili nie wiedzą, jaki był ich cel tej gonitwy...
Pieniądz stał się celem, a niekiedy nawet celem głównym życia dla wielu z nas. Od biedy można to zaakceptować, jednak nie można zrozumieć, dlaczego ci, którzy je mają, są dla bardzo wielu innych jedynymi wyroczniami, a wręcz autorytetami w sprawach modelu życia. W tym miejscu nie pozostaje mi nic innego jak stwierdzenie, że to jedno dawniej i dziś jest podobne... w teatrze życia mędrcy są najczęściej obsadzani w roli głosu na puszczy... Znika też podstawowy, chociaż przyznam niedzisiejszy dylemat: mieć czy być. Już nawet rzadko odpowiedź brzmi i mieć i być, a zewsząd słychać tylko mieć, mieć, mieć! Żal, że ludzi łączą coraz częściej portfele, gabloty, majątek, niż szlachetne uczucia, zaufanie, czy miłość...
W naszym kraju uległ skrzywieniu tradycyjny model społeczny oparty na autorytetach, który zawsze, w każdym społeczeństwie odgrywa podstawowa rolę. Częściej słyszy się złośliwe, chociaż niekiedy nieme pytanie: jeśli jesteś tak mądry jak mówią, to dlaczego jesteś tak biedny, jak to widać... Autorom tego pytania odpowiedziałbym słowami innego mistrza, że „pieniądze są ważne, ale nie zastąpią mądrości, bo są ludzie mądrzy, którzy posiadają pieniądze, chociaż z drugiej strony posiadanie pieniędzy nie może być koronnym dowodem na mądrość tak, jak ich brak nie dowodzi głupoty”. Powtarzam jeszcze raz: pieniądze są w życiu ważne. Ich brak może zniszczyć nawet najbardziej prawdziwe uczucia wyższe, ale czy brak tych uczuć może skutecznie zrównoważyć dostatek, a nawet nadmiar pieniędzy? Nie wszystko można w życiu kupić! Niekiedy sądzę, że nie wszyscy mamy świadomość tego, że każdym życiowym sukcesem materialnym można cieszyć się jedynie w sytuacji szczęścia osobistego, jak go brak to nawet największy sukces zawodowy i finansowy stwarza poczucie niedosytu, czegoś ci brak, taki sukces może mieć nawet wysoką cenę i gorzki smak...
Wywołując dziś, w pierwszych dniach rozpoczynającego się roku ten, może bolesny dla wielu temat i skłaniając Was do chwili zadumy nad własnym stylem życia, mam świadomość, że niektórzy z moich czytelników mogą tego nie zechcieć i w tej chwili zrezygnują z dalszego czytania. Wiedzcie jednak, że ten problem nie jest nowy. Można nawet powiedzieć, pozostaje niezmienny od wieków, bo tego typu problemy są wieczne, a z upływem czasu wokół nas zmienia się tylko scenografia...
Jednak ci, którzy zamierzają dalej mi towarzyszyć w dalszych rozważaniach winni teraz zadać sobie szereg innych pytań w ramach tego, co może nie za bardzo szczęśliwie nazwałem stylem życia, a nawet sztuką świadomego, może nawet udanego życia. Ja zaś na koniec, specjalnie dla wytrwałych proponuję zastanowienie się nad kilkoma myślami autorów z różnych epok:
- to prawda, że na ogół żyjemy nie zawsze tak jak chcemy, ale jak możemy i potrafimy... Ale może jest sens w tym, by zastanowić się, co możemy chcieć myśląc o przyszłości i może warto podjąć próbę realizacji tego „chciejstwa”....
- wiedz, że stracone życie, to przechodzenie obok możliwości bez próby ich poznania...
- prawdziwie żyć to: myśleć, rozumieć i kochać...
- interesuj się przyszłością! Żyj dziś z myślą o przyszłości, bo to w niej spędzisz resztę życia...
- kluczem do wartościowych i trwałych związków miedzyludzkich jest wzajemny szacunek i zaufanie, ale też zdolność do rozumienia partnera, jego problemów i dylematów...
- satysfakcję w życiu daje świadomość, że nikogo się nie skrzywdziło, a wielu się pomogło, lub dało szansę....
oprac. : Magdalena Kolka / Global Economy